Ten wpis mógłby się zawierać w jednym słowie: REWELACJA.
Kiedy zobaczyłam tę pozycję w antykwariacie przyciągnęły mnie tylko słowa „Nowy Jork”. Nie wiedziałam czego się spodziewać. Książkę przywiozłam do domu i włożyłam w stos innych, przeznaczonych do przeczytania. Traf chciał, że nie poleżała tam długo.
Emma McLaughlin spotkała Nicole Kraus na Uniwesytecie Nowojorskim. Oprócz tego, że były rówieśnicami, łączyło je jeszcze coś – obie pracowały jako nianie dzieci bogatych nowojorskich rodzin. To doświadczenie oraz wspólne zamiłowanie do literatury sprawiły, że dwie młode kobiety stworzyły niesamowite dzieło, od którego nie mogłam się oderwać. Książkę czytałam na wykładach, w pracy wśród rozwrzeszczanych dzieci, przy kuchennym stole, od wczesnego rana do późnej nocy.
„Niania w Nowym Jorku” to opowieść o dwudziestokilku letniej, niezwykle odważnej dziewczynie imieniem Nan. Młoda studentka psychologii rozwojowej dziecka poszukuje pracy jako niania. Traf sprawia, że w parku natrafia na młodą, dystyngowaną panią X, która od razu oferuje jej pracę. Bez namysłu Nan przystaje na propozycję i tak zaczyna się jej koszmar. Grayer, jedyne dziecko państwa X początkowo nie daje żyć Nanie. Później jednak całym problemem okazują się być jego rodzice – zapracowany ojciec z wybujałym temperamentem, oraz odrzucona matka, która za wszelką cenę walczy o zachowanie życiowej równowagi.
Być może czytając notkę na okładce dojdziecie do wniosku, że „Niania w Nowym Jorku” jest książką „rozrywkową”. Nic bardziej mylącego. To przewodnik po ludzkich charakterach, psychikach, uczuciach i pragnieniach. To przestroga dla wszystkich, którym wydaje się, że życie rodzinne to za mało, a dzieci to nieszkodliwe zabawki, które można przerzucać z kąta w kąt, używając tylko od czasu do czasu. Niesamowita kreacja Grayera jako chłopca niezwykle wrażliwego, pragnącego podstawowych przywilejów, których każde dziecko powinno doświadczać na co dzień sprawiła, że po dobrnięciu do ostatniej strony jeszcze długo nie mogłam zasnąć, marząc o tym żeby dzieci z takimi problemami po prostu nie było. Fantastyczne przedstawienie postaci niani jako osoby niezwykle wrażliwej, znającej psychikę dzieci, umiejącej z nimi obcować i dogadywać się bez słów dało mi wiele wskazówek nie tylko jak pracować z dziećmi, ale również takich, które zapamiętam na całe życie i które zapewne będą mi potrzebne kiedy sama wcielę się w rolę mamy. Państwo X niesamowicie trafnie przedstawieni jako straszydła współczesnego społeczeństwa dosłownie przerazili mnie swoją bliskością i otworzyli oczy na to czego należy bezwzględnie unikać, aby zachować resztki człowieczeństwa.
Język książki sprawia, że czyta się ją bardzo łatwo. Cięte komentarze Nany powodują, że raz człowiek się śmieje w głos, a za chwilę wydaje mu się, że wybuchnie płaczem. Autorkom niesamowicie zgrabnie udało się połączyć sferę myśli Nany z tym co mówiła, nie gubiąc przy tym wątku, ani nie kołując odbiorcy. Mimo, że treść zdaje się być pełna zwrotów akcji i dygresji głównej bohaterki, po prostu nie idzie się w niej poplątać. Trafne cytaty na początku każdego z rozdziałów pięknie ubogacają całość.
Osobiście uważam „Nianię w Nowym Jorku” za odkrycie mięsiąca, a może nawet roku. I piszę to z całą świadomością, że mamy dopiero marzec. Chciałabym polecić ją nauczycielom, którym często wydaje się, że ich rola jest ograniczona wyłącznie do przekazywania wiedzy. Chciałabym ją polecić rodzicom, którzy czasem w ferworze organizowania dzieciom zajęć pozaszkolnych zapominają, że wysyłają na nie myślące i czujące istoty. Chciałabym ją polecić wszystkim, którzy przedkładają pracę nad życie prywatne, a także tym, którzy mają wyrzuty sumienia, że pracują za mało.