Niedawno w oko wpadła mi seria książek autorstwa Naomi Novik, pod wdzięcznie brzmiącym tytułem „Temeraire”. Recenzję pierwszej z nich, pt. „Smok Jego Królewskiej Mości”, macie już od jakiegoś czasu okazję przeczytać na łamach naszego serwisu. Zatem jeśli nie czytaliście jeszcze pierwszej części bądź jej recenzji, uwaga: nie zagłębiajcie się dalej w ten tekst, bowiem zepsujecie sobie tylko zabawę.
Skoro już uczciwie ostrzegłem nieświadomych zagrożenia czytelników, mogę przejść do meritum. „Nefrytowy Tron”, będący podmiotem tej recenzji, to druga część wyżej wspomnianej serii „Temeraire”. Cała historia toczy się w czasach napoleońskich, kiedy to Wielki Strateg, po latach pokoju, upatruje sobie za cel Austrię (którą zresztą udaje mu się w pierwszym tomie spacyfikować) oraz Anglię, bodaj swego najzacieklejszego wroga w walkach o panowanie w Europie.
Gdzie tu elementy fantastyki? Śpieszę z odpowiedzią. W walkach, między Francją a Anglią, najważniejszą rolę odgrywają nie tylko galery wojenne i transportowce wypełnione po brzegi żołnierzami. Główną siłą rażenia obydwu stron są ich Korpusy Powietrzne, składające się z najróżniejszych ras i maści smoków. Aby nie było zbyt standardowo, smoki w świecie pani Novik to istoty myślące, czujące i inteligentne. Niektóre z nich są porywcze niczym najodważniejsi wojownicy, inne zaś niemal delikatne, wrażliwe i diabelnie inteligentne – przypominając pod tym względem ludzkich uczonych.
W pierwszym tomie zapoznajemy się z głównymi bohaterami historii – kapitanem Lawrencem, niegdyś kapitanem fregaty angielskiej, a obecnie awiatorem Korpusu Powietrznego, oraz Temeraire, smokiem, niezwykłym nawet wśród swej rasy. Cała historia zaczyna się w momencie, gdy prowadzony przez Lawrence`a statek przejmuje drogocenny ładunek z francuskiej fregaty, jakim okazuje się jajo, z którego wykluwa się wyżej wspomniany smok. Od pierwszej chwili obu bohaterów łączy niezwykła więź, która ewoluuje z czasem w specyficzną, choć piękną, przyjaźń.
Wraz z zagłębianiem się w książkę dowiadujemy się, że Temeraire należy do niezwykle rzadko spotykanej rasy Cesarskich, wywodzącej się z Chin, które utrzymywały zazwyczaj neutralne stosunki z krajami wojującymi w Europie. Skąd zatem taka istota na francuskim statku? Wszystko komplikuje się jeszcze bardziej, gdy, dzięki Lawrence`owi i Temeraire, odparta zostaje inwazja Napoleona na Anglię, a wszystko za sprawą „boskiego wiatru”, czyli unikalnej umiejętności smoków, jednak nie Cesarskich, a... Niebiańskich. Oczywiście nie muszę chyba wspominać, że jest to rasa jeszcze rzadsza niż Cesarskie – na świecie znajduje się jedynie kilka sztuk i do tej pory niemal pewne było, że Chińczycy strzegli ich jak oka w głowie. Dla bohaterów bitwy pod Dover nie mogło to znaczyć nic dobrego.
Złe przewidywania sprawdziły się szybciej, niż ktokolwiek myślał. „Nefrytowy Tron” zaczyna się w momencie, gdy do Anglii przybywa delegacja z Chin, wraz z nieprzejednanym księciem, Yongxingiem. Ich zadanie jest oczywiste, choć nie tak łatwe, jak pozornie mogło by się wydawać. Mają odzyskać Temeraire i sprowadzić go do jego ojczyzny – bez względu na cenę i konsekwencje. Rozpoczyna się bezlitosna gra dyplomacji, w której rząd brytyjski od początku stoi na przegranej pozycji, o czym na ich nieszczęście, Chińczycy doskonale wiedzą.
Sytuacja mogłaby wydawać się beznadziejna, na przeszkodzie Chińczykom staje jednak jedna, wcale nie taka mała, rzecz. Temeraire ani myśli ruszać bez swego kapitana i przyjaciela, Lawrence`a i za nic ma sobie stosunki między dwoma krajami oraz zasady dyplomacji. Po perypetiach związanych z niesubordynacją smoka, gdy okazuje się, że posłańcom ze Wschodu nie uda się w żaden sposób nakłonić Cesarskiego do porzucenia Anglika, książę Yongxing ustępuje i zezwala na podróż nie tylko Lawrence`owi, ale i kilku członkom załogi Temeraire. Rozpoczyna się ciekawa, ale i bardzo niebezpieczna podróż w stronę krajów dalekiego wschodu, w której dwójkę bohaterów i ich towarzyszy czeka walka, ból, złość, nadzieja, radość, zwycięstwo i porażka – jednym słowem, wielka przygoda, której finalny efekt z pewnością zaskoczy każdego czytelnika.
Naomi Novik posiadła wielce przydatną umiejętność pisania lekkim, łatwo przyswajalnym językiem. Sprawia to, że czytanie jej książek jest bardzo przyjemne i nie nadwyręża zbyt mocno naszych zasobów intelektualnych, jak dzieje się to czasem z autorami, którzy na siłę próbują komplikować zarówno fabułę swych dzieł, jak i język, którym się posługują. Krótko mówiąc, jest to lektura pozwalająca się odprężyć i odpłynąć w świat fantastycznej przygody.
Na wielką uwagę zasługują opisywane przez autorkę bitwy powietrzne, czyli coś, o czym nie wspomniałem w recenzji części pierwszej. Novik w niesamowity sposób opisuje starcia smoków i ich załóg ze swymi przeciwnikami, często wspomaganymi jeszcze z morza przez statki naszpikowane działami, gotowymi do wystrzelenia pocisków w momencie, gdy któryś z wrogów walczących na górze nieopatrznie znajdzie się w ich zasięgu. Czytając opisy tych starć można niemalże poczuć chłód i pęd powietrza, ryk smoków i wystrzały z dział czy pistoletów.
Nie mógłbym nie docenić również nietuzinkowej fabuły drugiej części serii, która oferuje nam jeszcze więcej emocji niż tom pierwszy, zaskakując mnie zwrotami akcji niemalże w każdym kolejnym rozdziale. Dodać do tego starcie dwóch różnych kultur, europejskiej i chińskiej, wzajemne wrogie nastawienie i niezrozumienie, jawne i ukryte intencje jednych i drugich oraz świetnie wymyślone charaktery poszczególnych smoków, pozwalające na wyżej wspomniane manewry z fabułą i mamy przepis na książkę, którą z czystym sumieniem mogę polecić każdemu czytelnikowi, który potrafi docenić walory dobrze opowiadanej historii.
Zazwyczaj w recenzji powinno znaleźć się również miejsce na pewną krytykę dzieła, jednak nie widzę sensu w uczepianiu się na siłę jakiś dziwnych szczegółów. Mógłbym zwrócić uwagę na zbyt ułagodzony język, z którego korzystają postacie w książce, na co zwrócił mi uwagę redakcyjny kolega. Mógłbym napisać, że momentami relacje międzyludzkie i międzysmocze są delikatnie naiwne, jednak wciąż uważam, że plusy tego dzieła zdecydowanie przeważają nad jego minusami.