„Wampirska szkoła życia” - te słowa, jak się dowiadujemy z dedykacji w książce, rzucił agent P.C. Cast i tak oto powstał owoc współpracy matki i córki, Kristin Cast, powieść młodzieżowa traktująca o modnych na rynku wampirach znana pod tytułem „Naznaczona”. Ów powieść otwiera dziewięciotomowy (informacje są sprzeczne, słyszałam, że ma być ponoć aż dwanaście części) cykl o Domu Nocy. Książka zyskała już ogrom wiernych czytelników, co było nieuniknione patrząc na piętrzące się w księgarniach książki o wampirach, ale nie tylko – „Naznaczona” ma też wielu przeciwników.
Główna bohaterka i zarazem narratorka to nastoletnia Zoey Redbird, normalna nastolatka, dla której tragedią jest nadchodzący sprawdzian z geometrii, wkurzający do granic możliwości ojczym (zwany dalej „ojciachem”) czy to, że jej niedoszły chłopak uchlał się na imprezie. Zwyczajne życie pełne problemów. Ot, rodzinna niesielanka, jak głosi napis na okładce. Zaraz na początku Zoey zostaje Naznaczona przez Trackera, przez co rozpoczyna się jej przemiana w wampira. Musi trafić jak najszybciej do wampirzej szkoły nazywanym przez wszystkich Domem Nocy. Kiedy mówi rodzicom o Naznaczeniu, matka wpada w histerię, a ojczym zwołuje zebranie Ludzi Wiary i wzywa znajomego doktora. Jak przystało na nastoletnią buntowniczkę, dziewczyna ucieka z domu i jedzie do babci, jedynej osoby, która ją zrozumie. Nie obywa się oczywiście bez kłopotów, ale w końcu znalazła się w upragnionej szkole i rozpoczyna swoją wampirzą edukację oraz Przemianę, która niejedną już osobę doprowadziła do śmierci...
Od razu rzucił mi się w oczy młodzieżowy język, zbyt młodzieżowy. O ile Kelly Keaton używała przekleństw oszczędnie i doskonale je umiejscawiała, o tyle autorki w „Naznaczonej” posunęły się za daleko. Rozumiem, że chciały nadać powieści bardzo młodzieżowy i przystępny styl, ale nie wyszło im to za dobrze. Podczas czytania przeszkadzały mi płytkie dialogi i oszczędne do granic możliwości opisy (a jakże, młodzieżowym językiem!), ale to kreacja postaci wytrąciła mnie z równowagi.
Zoey była infantylna i irytująca przez całą książkę, a jej zachowanie budziło u mnie niechęć. Kiedy natrafiałam na wzmiankę o nieprzeżyciu przez któregoś z adeptów Przemiany, cichy głosik w mojej głowie marzył, by i główna bohaterka nie przeżyła. Wiedziałam jednak, że nie jest to możliwe, w końcu cykl ma aż dziewięć tomów, kim byłaby wtedy Zoey? Duchem? Ale każda książka posiada swoje plusy, a w „Naznaczonej” jest nim Erik Night. Choć poznany w dziwnych i dla mnie obrzydliwych okolicznościach (błagam, autorki nie powinny pisać o takich rzeczach w młodzieżowej książce!), to wydawał się naprawdę sympatyczny i przypadł mi do gustu. Jego zachowanie i wypowiedzi nadawały sens tej książce, jest on jedną z postaci, przez które chce się poznać dalsze losy Zoey. Stevie Rae. Do tej dziewczyna mam mieszane uczucia, ale ogólnie nie da się jej nie lubić – ma hopla na punkcie country i jest lekko świrnięta, ale to same pozytywy. Damien nie budził we mnie żadnych emocji, byłam całkowicie neutralna – ot, gej, których coraz więcej w tego typu książkach. A Bliźniaczki, które naprawdę nie są bliźniaczkami? Ciekawy zabieg, pogratulować autorkom, bo to był jeden z niewielu dobrych pomysłów w „Naznaczonej”. Shaunee i Erin po prostu wywoływały u mnie uśmiech.
Co do akcji, której prawie w ogóle nie było, albo była, ale jej nie dostrzegłam. Wszystko kręci się wokół poznawania przez Zoey Domu Nocy, potyczkach z Afrodytą, której nienawidzę, i w zasadzie to wszystko. W większości książek gdzieś trzy czwarte stron od początku następuje zwany przeze mnie „punkt kulminacyjny” - nagła wojna, porwanie, ogółem mówiąc, ogromna dawka akcji. A tutaj... tego nie ma. Jest tylko spotkanie Cór Ciemności, gdzie sytuacja stała się krytyczna, ale nasza główna bohaterka oczywiście wszystko naprawiła.
Okładka wspaniała, musiałam to napisać, bo w porównaniu z amerykańską jest ładniejsza, według mnie oczywiście. Niezwykłe znaki, takie jakby wypukłe na dole okładki, są cudne, podobnie jak zdjęcie Zoey.
Sam pomysł na „Naznaczoną” był świetny, gorzej z wykonaniem, bo płytkie dialogi i wiele przekleństw psuło radość czytania. Ale jest coś w tej książce, że po prostu chce się poznać kolejne części, dalsze przygody irytującej Zoey. Nie mogę jednoznacznie określić, czy mi się spodobało, bo z jednej strony, jak już pisałam, pomysł był cudowny, z drugiej niektóre sceny (dla tych, którzy przeczytali – tu dokładniej chodzi o scenę, kiedy Zoey po raz pierwszy widzi Ericka, wtedy na korytarzu) odrzucają. Polecam wampiromaniakom, bo im z pewnością powinno się spodobać, ale i fanom literatury młodzieżowej, bo w gruncie rzeczy to książka z tego gatunku. Ale uprzedzam, musicie mieć mocne nerwy i przymykać oko. Bardzo często przymykać oko.