Kiedy kilka lat temu na polskim rynku wydawniczym nastał boom na powieści o wampirach, bardzo się ucieszyłam. Jeszcze przed wydaniem „Zmierzchu” Stephenie Meyer, lubiłam sięgać po literaturę traktującą o krwiopijcach. Po oszałamiającym sukcesie tetralogii Meyer, rynek został zalany powieściami z gatunku paranormal romance, w których królowały wampiry, a ja stałam się właścicielką całkiem pokaźnej liczby takich tytułów. Jedne z nabytych przeze mnie książek były lepsze, inne były niestety gorsze. W mojej kolekcji znalazło się również miejsce na budzącą sporo kontrowersji serię duetu matki i córki P.C. Cast i Kirstin Cast. Kilka tomów serii przeczytałam, inne kupowałam i odkładałam na półkę nieprzeczytane. Zbierałam cykl w imię zasady „przeczytam wszystko, kiedy wyjdzie całość”. W Stanach właśnie ukazał się dwunasty i zarazem ostatni tom serii, więc najwyższy czas, żebym przeczytała zalegające na półce tomy.
„Naznaczona” jest pierwszym tomem Domu Nocy. Cykl koncentruje się na historii nastolatków przechodzących przemianę w wampiry. Panie Cast zmodyfikowały nieco wątek wampiryczny. Wampiryzm w powieści nie jest skutkiem ugryzienia, przemianę inicjują zmiany hormonalne zachodzące w ciałach niektórych nastolatków. Główna bohaterka Zoey Redbird , pełniąca również rolę narratorki, zostaje naznaczona przez Trackera i rozpoczyna przemianę – niestety pisarki nie pokusiły się o wyjaśnienie roli tajemniczego wampira naznaczającego nastolatków. Wkrótce okazuje się, że wyalienowana heroina nie jest przeciętną wampirzycą. Jak wiele innych bohaterek powieści paranormal romance posiada ona wyjątkowe cechy i umiejętności, które ujawniają się wraz z rozwojem akcji.
Chociaż bohaterami „Naznaczonej” są wampiry, to powieść porusza problemy bliskie zwykłym, współczesnym nastolatkom – poczucie braku przynależności do grupy, chęć znalezienia przyjaciół, konflikty szkolne, pierwsze zauroczenia i inicjacje, problem zetknięcia się z alkoholem i narkotykami. Mieszkające w Domu Nocy – szkole z internatem – wampiry, to nastolatki z typowymi dla wieku dojrzewanie problemami i rozterkami.
Świat wykreowany przez panie Cast, jest niebanalny. Mamy tu połączenie wątków wampirycznych z mitologicznymi, pod tym względem cykl wyróżnia się z pośród innych tytułów paranormal romance tego rodzaju. Fabuła nie jest może wybitna, ale nie zaprzeczę, że pomysł na książkę jest ciekawy. Pod koniec pierwszego tomu zawiązuje się nam już jakiś konkretniejszy wątek związany z tajemnicami skrywanymi przez niektórych bohaterów powieści.
„Naznaczona” - literacko - nie jest dobrym tytułem. Język potrafi drażnić, ale nie wszystkie dziwne sformułowania są zasługą autorek. Znalazłam w tej powieści kilka rzucających się w oczy kwiatuszków, np.: współmieszkanka (w oryginale roommate – współlokator/współlokatorka; tłumaczka nieco tu przekombinowała), ojciach ( oryg. step-loser, tutaj tłumaczka poradziła sobie moim zdaniem nieźle, ale w przypisie mogłoby znaleźć się wytłumaczenie dlaczego użyto właśnie takiego terminu), trafiło się niezbyt fortunne sformułowanie „nasienie Nyks” (oryg. Nyks seed , wyraźnie mamy tu do czynienia z pechowym doborem słów, bo Nyks jest kobietą; w tym miejscu wina leży po stronie autorek), pojawia się w tekście sztucznie brzmiące stwierdzenie „dopiero tu nastałam” (oryg. „I just got here”, co spokojnie można było przetłumaczyć jako: „Dopiero tu przyjechałam”), „podpieszczać się” (oryg. „make out” można było przetłumaczyć na naturalniej brzmiące „obściskiwać się”), w tekście trafił się także błąd leksykalny (nieprawidłowo zastosowano nazwę pewnej czynności erotycznej; w tym miejscu nie będę jednak wdawała się w szczegóły).
Pierwszy tom „Domu Nocy” jest typową powieścią paranormal romance, z tradycyjnym już w tym gatunku trójkątem miłosnym. Powieść jest skierowana zdecydowanie do starszej młodzieży. Literacko „Naznaczona” jest mocno naciąganym, średnim tytułem, natomiast fabularnie powieść całkiem przypadła mi do gustu. Polecać tej książki wymagającym czytelnikom nie będę, ale skłamałabym gdybym powiedziała, że lektura tego tytułu mnie męczyła.
Podeszłam do lektury „Naznaczonej” z dystansem, i nawet dość widoczne dla mnie potknięcia w tłumaczeniu nie zepsuły mi przyjemności z obcowania z tym tytułem. Byłam czytelnikiem naiwnym - nie analizowałam, nie patrzyłam na tytuł krytycznym okiem, czytałam, dałam wciągnąć się w fabułę i czułam się z tym bardzo dobrze. Najważniejsza dla czytelnika jest bowiem przyjemność płynąca z lektury.