"Naznaczona" to powieść napisana przez matkę i córkę. Tym bardziej powinna trzymać poziom. Jednak wcale tego nie robi.
-Zoey, jak Boga kocham, Heath wcale się tak znowu nie uchlał po meczu. Nie bądź dla niego taka okrutna.
- Aha, no pewnie (...)
Gdybym umarła, przynajmniej ominąłby mnie sprawdzian z geometrii.
Takie rzeczy czytamy na pierwszej stronie, praktycznie na samym początku. Słowo daję, gdybym - zamiast kierować się pochlebnymi recenzjami, ładną okładką i dość intrygującym opisem z tyłu - przeczytała chociaż pierwszą stronę, odłożyłabym ją na miejsce i szukała kogoś, kto mi ją po prostu pożyczy. Bo ja za punkt honoru zdecydowałam się przeczytać wszystkie możliwe powieści o wampirach (niestety).
Książka po prostu od początku śmierdzi (że tak to ujmę) głupim, młodzieżowym językiem (którego to obecność jest tak wychwalana w podziękowaniach przez matkę Cast, sic(!) ). I chociaż sama do młodzieży w dalszym ciągu się zaliczam, to mnie to wcale nie bawi. Jak odkrywam na którejś z kolei stronie, że bohaterka uwielbia "Gossip Girl", nie mam wątpliwości, że Cast Juniorka także - na każdym kroku stara nam się to udowodnić.
Gdy Zoey (nie powinnam czepiać się imion, bo są one wyborem autora i nie mają praktycznie nic do rzeczy. Ale ze względu na płytkość tego tekstu główna bohaterka kojarzy mi się tylko i wyłącznie z różową, pląsającą siostrą Britney w popularnym serialu dla młodzieży) trafia do szkoły dla Dzieci Nocy (oczywiście jej przemianę w wampira i cały ten obrządek, autorki oddalają na dalszy plan, bo koniecznie w chwili wkraczania w nowe życie, Zoey musi spotkać jakiegoś boskiego faceta, żeby panie Cast miały o czym pisać! Oczywiście on też od pierwszej chwili musi okazać nią - bohaterką - zainteresowanie!) gdzie na budzącym grozę korytarzu widzi jak jej przyszły najgorszy wróg (inna, egoistyczna dziewczyna) próbuje zmusić jej przyszły obiekt zainteresowań do seksu oralnego.
W tej chwili powiedziałam "dość" i rozstałam się z książką, by trochę ochłonąć. Tu nie chodzi o moje straszliwe wzburzenie, bo nie takie rzeczy się czytało, ale na miłość boską:
a) jest to książka dla NASTOLATEK. Zazwyczaj są one o wiele młodsze ode mnie, w przedziałach 12-15 lat. Może nawet mniej, nie wiem, bo nie sprawdzałam. Ale wiem, że nawet małym dziewczynkom "Zmierzch" się podoba. Przeczytały go. Czy tylko mnie to tak bulwersuje, czy zmieniam się mentalnie w podstarzałą kobietę?
b) pisze to także dorosła kobieta!
c) po jaką (przepraszam za wyrażenie) cholerę to w ogóle tam się znalazło? Nie wystarczyłby zwykły, najzwyklejszy pocałunek, którym Afrodyta chciałaby uratować utracony związek z Erikiem? Musiała jeszcze dodawać, mrucząc: "Przecież ty to lubisz"? Czy autorki naprawdę potrzebują udowadniać, że amerykańska młodzież MA jakiś problem? Ta książka do obrzydzenia przypomniała mi film "Wredne dziewczyny" oraz jeden, jedyny tom "Plotkary" jaki cudem udało mi się przełknąć.
Jakby tego było jeszcze mało - w połowie lektury dowiedziałam się, że wampiry NIE POSIADAJĄ KŁÓW. Wtedy zrobiłam się purpurowa ze złości. To tak, jakby mi powiedzieli, że kobiety jajników nie posiadają, no słowo daję! To czemu tak się nazywają? Bo piją krew? Czy może ktoś źle spojrzał w encyklopedię magicznych stworzeń? (To jest nawet gorsze od pomysłu Meyer z krwiopijcami mieniącymi się na diamentowo w słońcu!) Jak się za chwilę okazało - adepci posoki na pewno nie tykają - pochłaniają coca-colę i chodzą na normalne, ludzkie posiłki. Wampir. Wcina schabowego i ziemniaki, rozumiecie?
Tradycyjnie oczywiście spodziewałam się, ze główna bohaterka (bo to przecież w takich powieściach normalne!) jest WYJĄTKOWA i SPECJALNA. I oczywiście PIĘKNA, co wszyscy jej przypominają. To aż za dobrze uwidacznia oczywiste - ta historia to po prostu marzenia Cast Junior. Nikt nie broni autorowi opisywać w powieściach samego siebie. Tutaj to jednak widać na każdym kroku i jest żałosne.
Szkoda, że ta książka jest taka marna. Szczególnie, że sam pomysł - z plemieniem Czirokezów, z kultem bogini Nyks (no, a ja byłam pewna, że tylko ja jestem taka inteligentna, żeby sparować wampiry z grecką mitologią, stąd wziął się mój nick - Nyx), z obrządkami i tak dalej wydaje się ciekawy. Co mnie przeraża, to fakt, że tyle serii książek, tyle wspaniałych serii książek ma co najwyżej cztery do pięciu części. Cóż, w tym przypadku autorki postanowiły pociągnąć tę parodię do siedmiu. Ostatnia wychodzi w Ameryce na dniach, jak dobrze pamiętam. A pewnie to nie będzie jeszcze koniec. Niestety, za kolejny punkt honoru stawiam sobie zawsze, by przeczytać całą historię od początku do końca. Miejmy nadzieję, że kolejne moje recenzje cyklu "Dom Nocy" będą bardziej pochlebne.
I co tu teraz dać... Ocenić dobry pomysł, czy raczej to, co z niego wyszło?
Nie, po dłuższym namyśle stwierdzam, że będą gorsze dzieła. Dlatego daję dwa.