To miała być inna książka, a przynajmniej tak wynikało z moich wstępnych oczekiwań. Liczyłem na tekst popularyzujący obecny status badań w biologii rozwoju zarodkowego, specjalizacji która fundamentalnością stawianych pytań mnie przyciąga. Tekst okazał się bardzo osobistym wyznaniem polskiej badaczki Magdaleny Żernickiej-Goetz, która wniosła poważny wkład w rozumienie mechanizmów determinujących rozwój zwierzęcego zarodka w pierwszych dniach od zapłodnienia komórki jajowej. „Taniec życia. Jak stajemy się ludźmi” ma drugiego współautora Rogera Highfielda, którego rola w publikacji nie do końca jest jasna (*). Tekst obfituje w szczegóły pracy zawodowej współczesnego przyrodnika, w zdumiewające ustalenia w ramach embriologii, w opisy zmagań naukowca z biurokracją i naukowczyni z uprzedzeniami środowiskowymi. Najbardziej jednak jest to książka o fascynacji, mimo przeciwnościom, mimo trudnych wyborów, życiowych tragedii, które dotykają każdego. Nie każdy jednak poświęca życie na specyficznym konflikcie – ile serca oddać pracy, a ile należy się rodzinie?
Żernicka-Goetz publikując w najważniejszych periodykach (‘Science’ i ‘Nature’), przez ostatnie trzy dekady wnosiła zasadniczy wkład w ustalenie, że już dwukomórkowy zarodek wykazuje asymetrię, która będzie odpowiadać za funkcje kolejnych pokoleń komórek. Wypracowała istotną technikę znakowania komórek zarodka i rejestracji filmowej, co umożliwiło przyspieszenie prac nad analizą dynamiki jego zmienności w pierwszych dniach po zapłodnieniu. Współtworzyła ‘sztuczny zarodek’ myszy, jako konglomerat trzech typów komórek. Wszystkie trzy składowe sukcesu z jednej strony istotnie przyczyniły się do postępu w biologii rozwoju, a drugiej strony dają nadzieję na pomoc ludziom w niepłodności, a całej medycynie szansę na poprawę diagnozy w przypadku patologii ciąży na jej najwcześniejszych etapach. Ponieważ to nie jest książka o nauce, a raczej naukowa autobiografia, to skupię się na wrażeniach, które Żernicka-Goetz uczyniła kluczowymi składnikami tekstu. Bez wątpienia konsekwencją lektury jest sensowność budowania równania, które krzyczy na każdej stronie:
Nauka= talent + ciężka praca + szczęście + pieniądze + możliwość współpracy + kompromisy
Trudno ustalić, który element najbardziej waży, to zależy od konkretnego przypadku, epoki, rodzaju nauki uprawianej, itd. W przypadku autorki, w „Tańcu życia” odpowiedniej rangi i uzasadnienia nabywają wszystkie elementy. Tragedie osobiste zbiegały się z radosną informacją o zajściu w ciążę, w innym przypadku plany badawcze podlegały przeformułowaniu, gdy dostawała niepokojące informacje o stanie noszonego płodu. Samo życie, w którym szczęście do opiekunów naukowych, możliwości prowadzenia badań z najlepszymi na angielskich uczelniach i upór pomagały w dokładaniu cegiełek do gmachu nauki.
Dla osób niezwiązanych z codziennością naukową (szczególnie w dziedzinach przyrodniczych) wartościowe powinny być liczne fragmenty o sposobach poszukiwania finansowania, o problemach z publikacjami (str. 113, 115, 169) i niuansach ‘zakulisowych’ rozgrywek wokół utrwalonych dogmatów, uprzedzeń i preferencji. Naukowcy to po prostu ludzie z całym bagażem osobowości, choć poddani specyficznemu reżimowi w postaci metody naukowej. Ponieważ książka dotyczy badań, które stanowią od dekad ważny składnik debaty etycznej, Żernicka-Goetz ciekawie przedyskutowała i ten problem. W sposób bardzo kompetentny, stonowany i jednocześnie konkretny, podała własne rozumienie kluczowych zagadnień bioetyki i badań nad ludzkim zarodkiem (str. 141-156). Nie ma w tym dogmatyzmu, nieograniczonej wolności badawczej, jest namysł, umiar i sporo merytorycznych obserwacji, które czytelnik chyba z chęcią przemyśli i uwzględni w budowaniu własnych przekonań. Bardzo ciekawie (z punktu widzenia moich pierwotnych oczekiwań czytelniczych, o których pisałem na początku) wypadł przedostatni rozdział, który stanowi podsumowanie kluczowych osiągnięć biologii zarodkowej i genetyki pod koniec drugiej dekady XXI wieku. Choć edycja genów na komórkach macierzystych to ogromna odpowiedzialność za gatunek i rozbudowany zbiór pytań natury moralnej, to z punktu widzenia nauki stanowi szansę na pełniejsze zrozumienie czym życie jest. Profesor bardzo ciekawie i wielostronnie nakreśliła czytelnikowi ten dylemat, nieuchronnie wymagający stałego przepracowywania, tak co najmniej od czasu Frankensteina.
W kontekście czystej nauki, czyli determinanty wyborów życiowych autorki, książka jest przepełniona fascynacją. Nieredukowalne zdumienie musi budzić zdanie sobie sprawy z istoty zagadnienia, które profesor ubrała w ciekawą analogię (str. 11):
„Tego przedsięwzięcia budowlanego nie nadzoruje żaden kierownik budowy ani brygadzista. Nie ma też robotników. Nigdzie nie widać najmniejszych śladów młotka, kielni czy pędzla. Ponieważ budynek powstał metodą samoorganizacji, na wszystkich jego elementach spoczywa wspólna odpowiedzialność za budowę.
Jeśli ta wizja elementów połączonych wspólną odpowiedzialnością za montaż nie przedstawia się dostatecznie fascynująco, to dodam, że budowę domu, przebiegającą w taki sam sposób jak budowanie ciebie, musiałbyś rozpocząć zaledwie od jednego rodzaju części składowe - pojedynczej cegły – a w miarę jak dom by się budował, ta cegła przekształciłaby się we wszelkiego rodzaju materiały budowlane, od drewna przez gwoździe i szkło aż do tynku.”
Jak zapłodniona komórka już po kilku podziałach staje się zbiorem specjalizowanych i niesymetrycznych progenitorów organelli? Co popycha zarodek do wytworzenia łożyska, otoczki i samego płodu? Co wywołuje potrzebę migracji zarodka do ściany macicy? Skąd zarodek wie, kiedy zacząć coś robić, a coś innego wstrzymać? Pomiędzy opisami codzienności naukowej, Żernicka-Goetz wraca do tych pytań, które nurtowały w swej istocie już Arystotelesa. Podaje tymczasowe odpowiedzi i formułuje wnioski z własnego wkładu w biologię. Czasem umieszcza garść detali badawczych z użyciem pojęć, które właściwie wymagają wiedzy uniwersyteckiej (nazwy struktur zarodkowych, konkretne geny i ich białkowa funkcjonalność, status kluczowych enzymów, itp.). Nie są to jednak z reguły niezbędne paragrafy, by prześledzić istotę naukowych dokonań autorki, stanowią raczej motywację do dalszych lektur. Jest też i piękna kolorowa wkładka ze zdjęciami kilku komórkowego zarodka - to konsekwencja stanu nauki, taka wizualizacja cudu, która była nieosiągalna jeszcze trzy dekady temu.
„Taniec życia” to bardzo ciekawa propozycja do każdego umysłu otwartego na najnowsze pytania nauki i ważne problemy jakie ona generuje. Choć jest to przede wszystkim osobista perspektywa, pełna emocji, walki z przeciwnościami, czasem przeplatana wybuchami korków od szampana w chwilach dumy i szczęścia zawodowego, to stanowi przykład wielowiekowej tradycji naszej pasji poznawczej. Warto.
BARDZO DOBRE – 8/10
=======
* Narracja książki powadzona jest w pierwszej osobie (chyba że akurat opis dotyczy pracy zespołowej) z rodzajem żeńskim. Highfield, dziennikarz naukowy, wspomniany jest jako spiritus movens (str. 104-105) książki. Ostatecznie nie wiem czemu stał się formalnie współautorem. Sama Żernicka-Goetz buduje dość tajemniczy zwrot (str. 199): „Współautor mojej książki Roger Highfield jako jeden z pierwszych dziennikarzy …”. Jakby biolożka była zmuszona do umieszczenia dziennikarza, albo zapominała o statusie Highfielda? Dziwne. Pierwszy raz obserwuję tak enigmatyczny sposób emanacji współautorstwa.