Czy Robina Cooka trzeba komuś przedstawiać? Amerykański lekarz, który postanowił pisać książki, stał się już legendą. Mistrz thrillerów medycznych przedstawia swoją kolejną książkę, "Nano", będącą kontynuacją "Polisy śmierci". Poprzedniej części nie dane mi było przeczytać, a mimo to doskonale odnalazłam się w losach Pii Grazdani.
Z tego co zdążyłam się zorientować w poprzedniej części Pia, piękna studentka medycyny, wpakowała się w nie lada kłopoty i cudem uniknęła śmierci. Jak widać historia lubi się powtarzać. Po traumatycznych przeżyciach nasza bohaterka przeprowadza się do Boulder, do Kolorado i zaczyna pracę dla firmy Zachary'ego Bermana - Nano. Owa firma zajmuje się nanotechnologią, nauką tworzącą struktury na poziomie atomów i cząsteczek.
Życie Pii jest nieskomplikowane - jest niesamowicie oddana swojej pracy nad mikrobiworami, nie nawiązuje więzi z ludźmi (stroni zwłaszcza od swojego szefa, który jasno daje jej do zrozumienia, że chce ją widzieć w swoim łóżku) i nie przyzwyczaja się do miejsc, w których przebywa (jej mieszkanie wygląda jak pokój hotelowy). Sytuacja zmienia się kiedy Pia podczas ćwiczeń natrafia na biegacza w kombinezonie Nano. Wszystko wskazuje na to, że mężczyzna ma udar, jednak gdy przewożą go do szpitala wszystkie dolegliwości znikają. Mało tego do placówki wkraczają ochroniarze z Nano i zabierają mężczyznę niemal siłą. Pia zaczyna węszyć, a intuicja mówi jej, że nie ma pojęcia o tym co naprawdę dzieje się w firmie, która ją zatrudnia. Postanawia poprowadzić śledztwo na własną rękę, wykorzystując przy tym słabość szefa do pięknych kobiet. Wszystkie poszlaki wskazują na to, że Zachary Berman prowadzi nie do końca legalną działalność.
Mimo że powieść pełna jest medycznej terminologii, to Robin Cook postarał się, by każdy rozumiał o co chodzi. Stara się tłumaczyć czytelnikowi wszystko w miarę jasnym, przejrzystym językiem. Dużą wagę przywiązał też do szczegółów - "Nano" jest powieścią dopracowaną w każdym, nawet najmniejszym detalu. O ile jednak Pia jest postacią charakterystyczną i dobrze nakreśloną, o tyle reszta bohaterów jest stereotypowa, przewidywalna i nie wzbudza większych emocji.
Jeśli ktoś spodziewał się typowego thrillera z dużą ilością strzelanin, FBI i agentami specjalnymi, to bez wątpienia się zawiedzie. Autor genialnie dawkuje napięcie, ale rozwija akcje powoli, przez co według mnie fabuła staje się bardziej rzeczywista. W końcu co nagle, to po diable ; ) Miałam dość duży problem z zakończeniem i do tej pory nie wiem, czy mi się podobało, dlatego niech każdy spróbuje ocenić je sam.
Książkę czytałam z zapartym tchem, chociaż pewnie gdybym musiała, potrafiłabym się od niej oderwać. Każdemu jednak polecam czterysta stron dobrej literatury Robina Cooka. Po raz kolejny pokazał klasę.