Do tej pory miałem niewiele do czynienia z czeską fantastyką - przeczytałem bodajże tylko jedną książkę Miroslava Žambocha. Gdy więc pojawiła się możliwość zrecenzowania "Najemników", czeskiej powieści z gatunku science-fiction, nie wahałem się ani chwili. Przed lekturą postarałem się przeprowadzić mały rekonesans i dowiedzieć się nieco więcej o autorze. Zadanie to okazało się niemal kompletnie niewykonalne, jako że Tomáš Bartoš praktycznie nie istnieje w sieci. Jedyna wzmianka to fakt, że jest to jego pseudonim. Nawet czeska wikipedia zawiera tylko ze dwa zdania o nim, których na domiar złego i tak nie rozumiem. Cóż począć, trzeba było się zabrać do czytania bez tej wiedzy.
W książce towarzyszymy elitarnej grupie najemników w drodze na Plutona, w ramach początkowo nikomu nieznanej misji. Strzępki informacji, jakie dostajemy na wstępie, pozwalają jedynie przypuszczać, że zadanie czekające na nich jest bardzo niebezpieczne i praktycznie niemożliwe do wykonania, ale i tak są jedynymi, którzy zdołają mu podołać. Stopniowo, podczas przemierzania lodowych pustkowi Plutona, dowiadujemy się coraz więcej. Nasi dzielni bohaterowie w liczbie kilku zostali wynajęci przez wielką korporację handlową SONICBM, aby przejąć bazę innego koncernu na Plutonie, gdzie stacjonuje, bagatela, kilkuset żołnierzy. Karkołomna misja, to prawda, ale koniec końców okazuje się, że to najłatwiejsze zadanie, jakie na nich czeka. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy w tajnej kryjówce SONICBM-u odkrywają parę zwłok poprzedniej ekipy najemników, którym brakuje części ciała, a kręgosłupy są odsłonięte. Gdzież oni przylecieli? Drogi powrotnej oczywiście nie ma aż do czasu pomyślnego zakończenia misji - paliwa w statku starczyło jedynie na podróż w jedną stronę...
Głównym bohaterem książki jest Frederick Backsyht, dziennikarz pragnący zrobić najlepszy reportaż w swoim życiu. Stąd też udał się na Plutona, po którym do tej pory stąpało zaledwie kilkuset ludzi. Nie za bardzo wiedział, na co się pisze... Jednakże wszystkich wydarzeń nie obserwujemy tylko z jego perspektywy, choć wątków z nim w roli głównej jest najwięcej. Podczas lektury wcielamy się po kolei w każdego z najemników, a narracja zawsze prowadzona jest w pierwszej osobie. Pozwala to na dokładne poznanie wszystkich członków ekipy. Najemnicy nie są, jak na początku zdaje się czytelnikowi oraz Backsyhtowi, żądnymi krwi potworami, a grupą wysoce wyspecjalizowanych inżynierów, programistów, żołnierzy, lekarzy i reprezentantów wielu innych profesji. Dobre zarysowanie postaci stanowi jedną z mocnych stron powieści. Ba, powiem więcej, dawno nie widziałem tak doskonale poprowadzonej grupy bohaterów! Absolutnie każda osoba w książce stanowi całość - są to pełnowymiarowe istoty, z własną historią, czyniącą ich jedną wielką indywidualnością. Brawa dla autora, bo książka między innymi właśnie dzięki temu wciąga od pierwszych stron.
Drugim mocnym atutem "Najemników" jest klimat lektury. Mamy tutaj mieszankę takich produkcji jak "Obcy", "Pandorum" czy nawet "Gra Endera". W pierwszej części powieści, gdy znajdujemy się w tajnej bazie SONICBM-u, czujemy się dokładnie tak, jak byśmy przemierzali ciasne korytarze Nostromo czy olbrzymi statek znany z "Pandorum", gdzie czai się na nas zagrożenie nieznanego pochodzenia, a my (jako czytelnik, bo przecież nie najemnicy) usilnie staramy się nie popuścić z emocji. Później, kiedy sytuacja nieco się klaruje ("nieco" jest tu słowem-kluczem, bo miszmasz, jaki funduje nam ta książka, jest rewelacyjny i do końca potrafi nas zaskoczyć) i wychodzimy na otwartą przestrzeń, walki są opisane bardzo konkretnie i czyta się je z nie mniejszym zapałem niż resztę stron. Przeniesienie fabuły z mrocznych korytarzy do konfliktu zbrojnego wcale nie oznacza utraty klimatu na rzecz akcji. Wszystkie elementy tak mocno się tu zazębiają, że nie ma mowy o jakichś większych przerwach w lekturze.
Jedyną wadą książki jest nieco zbyt nachalne szafowanie "uczoną" terminologią. Mnie, jako czytelnikowi znającemu jedynie absolutne podstawy fizyki, dość mocno przeszkadzały opisy różnych rzeczy z zakresu fizyki kwantowej czy nanotechnologii. Zwyczajnie było ich za dużo. Ale to raczej sztuka czepiania się dla samego czepiania, bo musiałbym być niewyobrażalnym ignorantem, aby nie spodziewać się takich elementów w literaturze science-fiction.
Jeżeli chodzi o wydanie, zaskoczyło mnie, że "Najemnicy" są nieco "wyżsi" gabarytowo niż pozostałe książki opublikowane pod banderą Fabryki Słów. Moim zdaniem jest to zmiana na lepsze, gdyż książka zmniejszyła się objętościowo. Co prawda sprawia wrażenie, że można ją pochłonąć raz dwa, jednakże mogę zapewnić, iż jest ono całkowicie mylne. 400 stron napisanych standardową czcionką zapewni zabawę na dłuższy czas. Jeżeli chodzi o inne elementy, to okładka jest bardzo gustowna, rozdziały podzielone są czytelnie, tak samo jak sam tekst, a redakcja wykonana solidnie. W sumie nie spodziewałem się niczego innego po Fabryce.
Czas na podsumowanie. Doskonale zrobił to za mnie Miroslav Žamboch na okładce, gdzie wycięto kilka słów z posłowia, jakie napisał do książki. "Najemnicy" to porcja solidnego sci-fi, czerpiąca garściami z klasyków, ale dorzucająca od siebie również naprawdę wiele. Doskonała wręcz kreacja bohaterów i niesamowity klimat sprawią, że lektura przyciągnie was na długie godziny. Polecam wszystkim - książka warta jest swojej ceny. Coś czuję, że Czesi jeszcze nie raz nas zaskoczą.