Farma pereł recenzja

„Farma Pereł” to kolejna książka Lizy Marklund, autorki między innymi serii kryminałów czy też dwóch publikacji z literatury faktu. Opowiada ona o losach młodej Kiony, dziewczyny, która, choć na co dzień pracuje na rodzinnej tytułowej farmie pereł, marzy i aspiruje do rzeczy większych niż nurkowanie w głębinach i życiu w izolacji od wielkich miast i ich społeczeństw. Zrządzeniem losu ścieżki jej życia krzyżują się z nieznajomym mężczyzną podającym się za Erika z dalekiej Szwecji. Zafascynowana nowym przybyszem nie wie, że za jego sprawą najbliższe miesiące jej życia zmienią się w sposób niebywały, a ona sama zostanie wciągnięta w historię rodem z dobrego filmu szpiegowskiego...
Książka ta, a szczególnie pierwsza jej część, urzekła mnie swoim czarem egzotyki i nowych dla mnie rejonów. Nigdy nie czytałam do tej pory powieści, której akcja toczy się do pewnego momentu na wyspie archipelagu Cooka. Życie tam, toczące się powoli i spokojnie, bez większych zmartwień o tematy materialne czy finansowe na pewno w wielu czytelnikach zasieje ziarenko zazdrości i marzeń o spędzeniu tam chociaż jednego dnia. Jednak mniej więcej w połowie książka zamienia się w doskonały kryminał, trzymający w napięciu i powodujący, że szare komórki pracują intensywniej niż zwykle. Akcja zostaje przeniesiona w bliższe i bardziej rozpoznawalne rejony, ale najważniejsza jest przemiana, jaką przechodzi główna bohaterka. Zazwyczaj podporządkowana losowi i rodzinie, decyduje się na odważny krok walki o miłość, choć walka ta często bywała nierówna i ryzykowna.
Powieść dodatkowo porusza ważne tematy, pobudza czytelnika do refleksji na tematy związane z sensem życia czy też wartości pieniądza w życiu człowieka. Stawiając na drodze Kiony różnych ludzi, o wielu poglądach i kierujących się innymi wartościami, powoduje to wszystko, że portret psychologiczny młodej dziewczyny intensywnie się zmienia. Szczerze polecam tę pozycję!
Za egzemplarz i możliwość przeczytania serdecznie dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca.