World of Warcraft to uznana marka gier, posiadająca miliony fanów na całym świecie, a jednocześnie kolejna z serii, która doczekała się książkowych powieści. Choć mówię o milionach fanów, to sam się do nich nie zaliczam, gdyż nie miałem okazji grać w żadną z gier z serii. Jedynym moim kontaktem z WoWem jest film z 2016 roku z Travisem Fimmelem, który mi się podobał i żałuję, że pewnie nie doczeka się kontynuacji. Ponadto, kojarzę parę ras i nazw z tego świata, więc obawiałem się, że czytanie tej książki bez prawie jakiejkolwiek wiedzy może okazać się trudne, ale na szczęście nieco się pomyliłem. Nie znaczy to jednak, że powieść Christie Golden jest całkowicie oderwana od uniwersum czy coś w tym stylu. Po prostu autorka, która tworzyła również w uniwersum Assassin's Creed, dzięki czemu czytałem już jej książki, wie jak tworzyć, by zadowolić zarówno wiernych fanów, jak i zainteresować światem kompletnych laików. Na początku książki często zostają wspomniane wydarzenia, o których nie wiedziałem nic oraz trochę postaci. Nie zraziłem się jednak, czasem doczytując co nieco w internecie i brnąłem dalej. Cieszę się, że się nie poddałem, bo to naprawdę dobra powieść, a w dalszej części nie odczuwałem dyskomfortu, że coś mi umyka.
Książka opowiada o Lady Jainie Produmoore, Pani Theramore i słynnej czarodziejce, orędowniczce pokoju między Hordą, a Przymierzem. Jak zachowa się jednak, gdy wojna jest nieunikniona, a wichry wojny zagrożą jej ukochanemu miastu?
Przede wszystkim w tej powieści podobało mi się ukazanie wydarzeń z różnych perspektyw, nie tylko z punktu widzenia Jainy, należącej do Przymierza, czyli tych dobrych, ale również Baina Krwawe Kopyto, wodza taurenów z Hordy oraz Kalegosa, przywódcy Błękitnych Smoków, trzymających się na uboczu. Dzięki temu historia zostaje w pełni opowiedziana, widzimy ją tak jak widzą ją obydwie strony, dzięki czemu możemy kibicować tej stronie, której sami zechcemy, a nie mamy to narzucone przez autorkę książki. Dzięki temu widać również bardzo istotną rzecz, która bardzo mi się w tej powieści podobała i to również jest zasługa Christie Golden. Mianowicie mówię tu o tym, że bohaterowie nie są czarno-biali, wiadomo mamy tych złych i tych, których powinniśmy lubić, ale... Każdy ma w sobie dobro i zło, autorka świetnie ukazała tę szarość u bohaterów. Nikt nie jest nieskazitelnie dobry, ani zły do szpiku kości. Postaci mają uczucia oraz swoje motywy, zachowują się rozsądnie, chyba że do głosu dochodzą właśnie emocje.
Świat oczywiście nie został stworzony przez Christie Golden, a jedynie wzorowała się ona na grach i pewnie innych książkach, ale udało się jej go opisać naprawdę dobrze, choć całość dzieje się dosłownie w kilku lokacjach. Mnogość ras sprawiła, że kilkukrotnie musiałem googlować jak kolejne z nich wyglądają. Nie narzekałbym gdyby pojawiło się trochę opisów, dotyczących postaci, a nie tylko przedstawionego świata.
A jak wypada fabuła w "Wichrach wojny"? Naprawdę solidnie i ciekawie. Spodziewałem się utartych schematów oraz zamkniętej akcji, natomiast dostałem zwroty akcji, których się nie spodziewałem. Do tego, niektóre rozwiązania były tak mocne, że szczęka opadła mi do ziemi, a oczy samoistnie się zaszkliły. Ponadto, jak już wspomniałem, myślałem że jest to zamknięta historia, jednak myliłem się. Jest to wstęp do dalszych przygód Jainy, Kalegosa oraz Baina Krwawe Kopyto. Mam nadzieję, że natrafię na książki, które kontynuują ich perypetie,
"Wichry wojny" pochłoną Cię czytelniku niczym wicher i mocno Cię poturbują. Ale pamiętaj, że są to wichry wojny. Będzie zatem brutalnie, bezpardonowo i nie do końca fair. Jeśli jednak okiełznasz żywioł i z bronią w ręku staniesz do walki, odnajdziesz w tym przyjemność i wpadniesz w szał czytelniczy, niczym wojownik na polu bitwy. Ruszaj więc, ku chwale Hordy lub Przymierza. Wybór należy do Ciebie