Powieść Clare Mackintosh spostrzegłam pośród wielu innych tomików ułożonych na półce bibliotecznych nowości. Pomimo, że w domu zawsze czeka stosik książek do przeczytania, po prostu nie mogłam się oprzeć tej opowieści i musiałam zabrać ją ze sobą. I rzeczywiście... warto było zajrzeć za żółtą, trochę niepozorną okładkę, aby zatonąć w wydarzeniach, które w znacznym stopniu były udziałem samej autorki.
Pip i Max Adamsowie są rodzicami niespełna trzyletniego Dylana, który choruje na nowotwór mózgu. Chłopiec jest po operacji, ale rokowania nie są dobre. Dziecko przegrywa walkę z tą podstępną chorobą i wkrótce rodzice będą musieli podjąć decyzję co do dalszego utrzymywania przy życiu ich ukochanego synka. Pip i Max są zdruzgotani. Matka pragnie oszczędzić dziecku dalszego bólu i cierpienia i jest sklonna wrazić zgodę na leczenie paliatywne. Ojciec natomiast "przekopuje" Internet w poszukiwaniu jakiejś, choćby najmniejszej szansy na przedłużenie Dylanowi życia. Okazuje się, że terapia protonowa jaką stosuje się w Stanach Zjednoczonych jest jedyną, jeszcze nie wykorzystaną możliwością. Dzięki temu chłopczyk mógłby przeżyć jeszcze kilka lub kilkanaście miesięcy. Dlatego Max z ogromną determinacją angażuje się w nagłośnienie sprawy i zbiera fundusze na kosztowne leczenie za oceanem. Rodzice chłopca nie są zgodni co do sposobu dalszego leczenia syna. Dlatego szpital zwraca się do sądu o wydanie orzeczenia w tej precedensowej sprawie. Rozpoczyna się prawdziwa batalia, w której tak naprawdę nie ma wygranego...
"Po końcu" to powieść o miłości, stracie i nadziei. To przejmująca historia, w której wraz z rodzicami przeżywamy ból, rozpacz i bezsilność wobec tego, co nieuniknione. To piękna opowieść, gdzie kibicujemy każdej ze stron, bo rozumiemy motywy kierujące i matką, i ojcem. Bardzo dobrze nakreślone portrety psychologiczne bohaterów pozwalają wczuć się w ich sytuację na tyle, na ile jest to możliwe, analizować ich postępowanie i obserwować podejmowane decyzje. To książka niekonwencjonalna, która może być dla czytelnika także sporym zaskoczeniem.
Historia małego Dylana chwyta za serce. Są momenty trudne, bolesne, a nawet wstrząsające. Z drugiej strony ta boleść i smutek nie przytłaczają czytelnika, gdyż w tej okropnej tragedii pojawia się nadzieja, taka trochę irracjonalna, ale bardzo potrzebna. Malutkie światełko w tunelu, które sprawia, że trzymamy się go i ufamy, że mimo przeciwności wszystko będzie dobrze, bo przecież musi być. Emocje atakują nas dosłownie z każdej strony, a my staramy się im sprostać, choć chwilami trudno powstrzymać łzy.
W tej opowieści nie ma lepszych i gorszych bohaterów - są prawdziwi ludzie o wielkich sercach, którym przyszło się mierzyć z niewyobrażalną tragedią, rodzice, którym choroba odbiera ukochane dziecko. Czy w takiej sytuacji można zachować rozsądek i "zimną krew"?...
"Nikt z nas nie wie, ci się stanie w przyszłości, skarbie. Jedyne, co możemy zrobić, to dokonywać własnych wyborów na drodze, którą tu i teraz uważamy za słuszną."
Historię Dylana poznajemy z punktu widzenia każdego z rodziców. Historię uzupełnia relacja lekarki prowadzącej Dylana. Zyskujemy w ten sposób możliwie obiektywny pogląd na wydarzenia. Najbardziej zaskakujący był dla mnie sam zamysł powieści. Autorka starała się pokazać nowy początek z jakim będą musieli zmierzyć się rodzice w zależności od tego, jaką decyzję podejmie sąd. W ten sposób bohaterowie stają jakby na rozstaju, a przed nimi majaczą dwie drogi. Jedna z nich to ścieżka Pip, która zakłada leczenie paliatywne, a druga to dróżka Maxa, pokazująca efekt eksperymentalnej terapii protonowej. Od tego momentu otrzymujemy równolegle dwie opowieści, które są tak samo prawdopodobne i równie interesujące.
Autorka bardzo umiejętnie nakreśliła przyszłość tej rodziny ukazując rozterki, emocje i przemyślenia bohaterów. Czy Pip i Max byli na tyle silni, by ich związek przetrwał pomimo wszystko? W jaki sposób każde z nich radziło sobie z traumą i wspomnieniami? Czy udało im się wrócić do normalnego życia?
Powieść "Po końcu" to inteligentnie skonstruowana, emocjonująca opowieść inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, którą naprawdę warto przeczytać. Jestem pod dużym wrażeniem tej historii i polecam jej lekturę wszystkim tym, którzy nie boją się trudnych tematów. Decyzja co do przyszłości śmiertelnie chorego dziecka, które walczy w szpitalu o każdy kolejny dzień na pewno należy do tych najtrudniejszych. Z drugiej strony opowieść została tak skonstruowana, że niesie w sobie spokój i nadzieję oraz pozwala z optymizmem patrzeć w przyszłość pomimo wszystko. Nie bójcie się zmierzyć z tym tematem. Naprawdę warto!