Po wyprawie z Sylwią Skuzą na Mazury (o której pisałam tu:
https://nakanapie.pl/recenzje/a-wlasnie-ze-mazury-tylko-nie-mazury) tym razem wybieramy się na Podlasie – ponownie z komisarzem Gromosławem Sidorowiczem, któremu kierunek wskazał w testamencie ukochany dziadek. Jego ostatnią wolę Grom może spełnić tylko tam, wśród podlaskich wsi, które żyją swoim rytmem i… niestety umierają. W tym celu będzie musiał cofnąć się do trudnych powojennych lat i bolesnych wydarzeń, zadawnionych i niewyjaśnionych konfliktów, prześladowań na tle religijnym i narodowym. Okaże się też, że na rozwiązanie czekają jeszcze inne sprawy – te popchną go aż do Włoch i koniec końców będą miały istotny wpływ na dalsze życie pewnej bliskiej mu osoby. To wszystko jednak ostatecznie ma mniejsze znaczenie, bo ważniejsze jest, że po wyjściu z podlaskiego tygla kultur, religii i narodowości Grom będzie innym człowiekiem niż ten, który na Podlasie przyjechał. Zaś czytelnik mający o Podlasiu nikłą wiedzę (zaliczam się do takich osób) po tej lekturze również będzie innym czytelnikiem.
Możecie się zastanawiać, dlaczego nie bardzo skupiam się na wątku kryminalno-detektywistycznym w powieści. Otóż dlatego, że choć niby stanowić ma on oś akcji, nie jest najistotniejszy i nie jest też czymś, co mnie szczególnie w książce porwało. Rozwija się bez fajerwerków i jakoś tak… bajecznie, łatwo. Chociażby w sytuacjach, kiedy Grom szuka informacji – od razu wie, do kogo się po nie zwrócić i zdobywa je. Bez większych trudności i szybko nawiązuje potrzebne kontakty z pewną rodziną w USA, dzięki czemu udaje mu się wyjaśnić sprawę tajemniczych przelewów dla znajomej dziadka sprzed lat, która to sprawa jest kluczem do odkrycia pochodzenia kobiety. Chociaż nie brak w książce momentów dramatycznych, stawania ze śmiercią twarzą w twarz, niebezpiecznych spotkań z białoruskimi i watykańskimi agentami służb specjalnych – ta kryminalna część jest jak dla mnie tylko dlatego, żeby być.
Bo w rzeczywistości, jeśli w pierwszej części chodziło o Mazury, o ducha tej krainy, tak tu chodzi o Podlasie, chyba nawet jeszcze bardziej tu o nie chodzi. O desperacką próbę ocalenia tamtejszej kultury w jej wielu wymiarach. Pięknie i jakże interesująco, ustami jednej z postaci – Kalliniki, opisuje Autorka historię i znaczenie haftu podlaskiego, jako pierwotnego pisma. Kallinika jest w ogóle szczególną postacią, oprócz tradycji haftu przywraca też w swoim ogrodzie charakterystyczne dla Podlasia rośliny (innych nie sadzi). Osobną sprawą jest architektura Podlasia, którą oczywiście na kartach powieści także podziwiamy. I Puszcza Białowieska, w którą możemy się zagłębić, by poczuć jej moc.
Autorka pisze o Podlasiu tak, jak pisała o Mazurach – z uczuciem, ze zrozumieniem, z powagą i troską. Pokazuje tyle piękna, ile jeszcze pozostało i ile jeszcze możemy ratować. Mam wrażenie, że nawet samo wypowiadanie nazw podlaskich wsi jest w tej książce taką próbą ich ocalenia. Moim zdaniem efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby temat został ujęty w formę powieści obyczajowej z wątkiem historycznym. Powieści z duszą – Podlasia, Mazur… Jeszcze kilka regionów w Polsce mamy, możliwości są – i możliwości ma Sylwia Skuza.
Odchodząc na chwilę od tematu Podlasia wspomnę jeszcze o bohaterce, która jednych może bawić, a innych irytować. Mam tu na myśli Teresę Sidorowicz, matkę Groma. Barwna postać, wciąż czynna zawodowo pani profesor, która odkryła dość nieoczekiwanie, że upływ czasu jej także dotyczy i zanim poukłada sobie ten temat w głowie, dość mocno momentami da się otoczeniu we znaki. Ale jej rozmowy z Damrawą, córką przyjaciela Groma, z którą nie do końca się rozumieją – bezcenne.
A wracając - dodam, że rzecz dzieje się całkiem współcześnie, u początków pandemii koronawirusa. W powieści pojawia się motyw krzyża morowego stawianego dawniej w celu odpędzenia zarazy, a we fragmentach Subiektywnego przewodnika po Podlasiu będącego częścią książki czytamy: Karawaka, krzyż choleryczny, krzyż morowy – dlaczego na naszej ziemi zachowało się ich najwięcej i w najlepszym stanie? Nie wiemy… Wiemy jednak, że Podlasie w pandemicznym, 2020 roku, miało się, na tle innych województw, bardzo dobrze. Przypadek? (s.312). Chciałoby się powiedzieć, że czar Podlasia, ale może to tylko ja jemu uległam.
Tylko nie Podlasie otrzymałam od Autorki, za co po raz kolejny dziękuję. Jeżeli chciałaś, Autorko, na kartach swojej książki Podlasie uratować – to Ci się udało.