Po książkę Sylwii Skuzy "Tylko nie Podlasie" sięgnęłam nie tylko z powodu pięknej okładki, ale również dlatego, że czytałam pierwszą część z Gromem w roli głównej, czyli "Tylko nie Mazury". Musze przyznać, że jednak ta pierwsza bardziej mi się podobała, chociaż właściwie do tej też nie bardzo mam się co czepiać. Po prostu trochę ten wątek sensacyjny z udziałem różnej maści agentów, moim zdaniem był jakby trochę przekoloryzowany. Trochę to tak jakby połączyć ze sobą puzzle, które nie pasują kolorystycznie, lecz da się je wcisnąć w brakujące miejsca.
Fabuła tej książki toczy się współcześnie, na początku rozwoju pandemii. Jednak akcja zaczyna się w pięknej Wenecji, gdzie Grom z przyjacielem ma tam zadanie do wykonania. Pomaga również potem jako wolontariusz w ratowaniu mienia i zabytków po zalaniu miasta.
Łzy. Większość wolontariuszy była albo Włochami, albo należała do tak zwanej rodziny romańskiej. Pracował ramię w ramię z Francuzami, Hiszpanami, Portugalczykami, a nawet Argentyńczykami i Brazylijczykami. Oni wszyscy, chociaż w większości płci męskiej, nie wstydzili się łez ani towarzyszących im emocji.
Z Wenecji Grom przywozi wszystkim upominki, ale nie takie zrobione masowo w Chinach. Są to naprawdę bardzo wartościowe, oryginalne, jedyne w swoim rodzaju rzeczy. Jednak po krótkim pobycie na Mazurach wyruszają wszyscy do Białej Podlaskiej, gdzie ma być otwarty i odczytany testament dziadka Groma. Wszyscy są zdziwieni tym faktem, gdyż nie mają tam żadnej rodziny ani znajomych, którzy mieliby mieć związek z dziadkiem.
Akcja książki nabiera trochę prędkości po wizycie u notariusza, jednak okazuje się, że to nie zapis w testamencie miał wpływ na rozwój fabuły.
Co zawierał testament Sidorowicza seniora? Dlaczego dziadek zostawił list dla Groma? I o co prosił swojego wnuka?
Nie będę o tym Wam opowiadać, musicie to sami przeczytać w książce.
Bardzo podobał mi się w tej książce wątek etnograficzny Podlasia, opisy przyrody oraz kultury podlaskiej. Bardzo mnie zachwyciły opisy haftów regionalnych i tradycja haftowania ręczników obrzędowych na różne okazje. Pojawiają się tu również obrzędy typowo pogańskie, folklorystyczne, nie brakuje również zabobonów. Nie umniejsza to jednak walorów tej książki.
Zobacz, każdego gościa wita dąb, to było najważniejsze drzewo u Słowian, uosabia siłę i moc. Ten nazywa się Perun i ma jakieś trzysta, trzysta pięćdziesiąt lat. Tam, po skosie, zobaczysz lipę, drugie święte drzewo i u nas w Prusach, i u wszystkich Słowian. Lewa strona domu to jednocześnie strona zachodnia i tam rosną trzy jawory, wytrwałe, długowieczne. Opiekunowie umarłych.
Po opisach dwóch rejonów Polski przez panią Sylwię Skuzę, muszę przyznać, że robi to w bardzo zachęcający do ich odwiedzania. Mazury znam dość dobrze, bo tu spędziłam większą część mojego życia, Podlasie mam w planach w przyszłym roku, ale może doczekam się jeszcze książki z Gromem w moich stronach rodzinnych, czyli w Bieszczadach...
Autorka pisze o Mazurach i Podlasiu bardzo realistycznie, można sobie wyobrazić te opisywane miejsca tak jakby się tam było, pokazuje nam piękne miejsca, które nie są jeszcze zdewastowane, zadeptane przez turystów, które jeszcze możemy ochronić, otoczyć troską. Bo tylko wtedy będą takie tereny dziewicze, naturalne, których mamy już coraz mniej.
Zachęcam do przeczytania tej książki.