Najtrudniej pisze mi się o książkach, które mi się podobały. Wady łatwo jest wytknąć. A zalety? Czy kogoś przekonuje to, że jakaś osoba wzruszyła się, miała ciary itp.? Kiedyś moja przyjaciółka chciała mi podarować książkę, przy której się popłaczę. Poprosiła panią w księgarni, żeby zaproponowała jej coś ekstremalnie wzruszającego. Dostała „Pamiętnik” autorstwa Nicholasa Sparksa. Ładne to – nie powiem – ale do wyciskacza łez wszechczasów chyba tej powieści daleko. Natomiast dziś nie o „Pamiętniku” chcę wam opowiedzieć, a o publikacji, której udało się ze mnie te łzy wycisnąć. Spłakałam się podczas jej czytania, jak przysłowiowy bóbr. Napisała ją Shelley Read, a jej tytuł to „Popłynę przed siebie jak rzeka”.
Akcja tej powieści toczy się w Kolorado, w dolinie rzeki Gunnison, a jej początek to schyłek lat 40 XX wieku. Jej bohaterką jest siedemnastoletnia Victoria, która wraz z ojcem i bratem prowadzi farmę ze wspaniałym brzoskwiniowym sadem. Dziewczyna jest jedyną kobietą w rodzinie, gdyż jej matka zginęła w wypadku. Niewinne pytanie o drogę staje się początkiem namiętnej i dramatycznej historii miłosnej, która na zawsze zmieni życie Victorii. Wilson Moon, włóczęga o najprawdopodobniej indiańskich korzeniach, zajmie jej myśli i sprawi, że pokorna dziewczyna stanie się zdolna do szalonych rzeczy. Miłość i pożądanie sprawią, że Victoria pozna słodko-gorzki smak dorastania i odpowiedzialności.
Historia, którą opowiada Shelley Read, ma moc przyciągania. Młoda kobieta, pozornie wolna, ale ograniczana mocą obyczajów. Małe miasteczko, gdzie mieszkańcy stanowią prawo i ponad prawem stoją. Jest to społeczność zamknięta, pełna uprzedzeń, które czynią ją wręcz niebezpieczną.
Victoria jest postacią pełną sprzeczności. Samotna, bezbronna, zagubiona, pokorna, jednak okoliczności czynią ją odważną, twardą, samodzielnie myślącą. Wspomniałam, że dziewczyna wychowywała się bez matki, ale nie miałam wrażenie, że obecność rodzicielki cokolwiek by zmieniała. Zagubienie Victorii wynika z braku wiedzy, który to spowodowany jest pewnymi tabu. A owe tabu są uwarunkowane kulturowo, społecznie. Nawet, kiedy bohaterka książki otrzymuje pomoc, to jej ofiarodawca zachowuje się nieśmiało, dyskretnie, cicho. Musi minąć dwadzieścia lat, aby na scenie pojawiły się osoby szczere i otwarte.
Myślę, że analogia rzeki i życia ludzkiego jest dość jasna i czytelnik może sobie swobodnie interpretować losy bohaterki powieści w tym kontekście. Jest tu jednak jeden ciekawy element. Pisząc „Popłynę przed siebie jak rzeka” Shelley Read inspirowała się budową tamy, która zmieniła bieg rzeki Gunnison, przez co miasto Iola zostało zatopione. Jak woda radzi sobie z tamą, jakie mogą być skutki jej budowy, co jest tą symboliczną tamą dla Victorii, co tak drastycznie zmieniło bieg jej życia?
To porównanie rzeki i ludzkiego żywota udało się autorce ładnie opracować również dzięki temu, że w tej książce przyroda ma swoje miejsce. Dyskretne, acz wyraźne. Nie tylko brzoskwiniowy sad, ale też okoliczne lasy stają się – myślę że tu nie przesadzę – cząstką głównej bohaterki. Ta kontemplacja natury świetnie wpisuje się w fabułę. Sprawia, że nabiera ona delikatności, aczkolwiek nie wytrąca mocy przekazu, za co wielkie ukłony dla Shelley Read. Natomiast ma wpływ na tempo akcji. Były w tej powieści momenty, gdzie chciałam szybciej poznać skutki wyborów Victorii i moja natura niecierpliwej czytelniczki się gotowała, jednak uczciwie muszę przyznać, że spokój jaki zachowała autorka „Popłynę przed siebie jak rzeka” procentuje tworząc niepowtarzalny klimat.
Napiszę to jeszcze raz. Spłakałam się podczas czytania tej powieści, a to bardzo rzadko mi się zdarza. Siedemnastoletnia bohaterka wykreowana przez Shelley Read zostaje wystawiona na ciężką próbę. Nie jeden postradałby zmysły w takich okolicznościach. Na jaką osobę wyrosła Victoria? Jakie wnioski dla nas, dla ludzi z tej opowieści płyną? Być może cześć z nich jest uniwersalna, ale forma w jakiej zostają nam przedstawione jest piękna i poruszająca.