Świetny tytuł. Szczególnie w połączeniu z nagłówkiem: Nie kradnij. Nie cudzołóż. Nie zabijaj.
Znakomita okładka. Jasna, z rzucającymi się w oczy wielkimi literami KROK TRZECI i tajemnicą skrytą za otwartymi drzwiami. Ale tekst: „Lubiła kochankę męża(…) Nie miała jednak pojęcia co stało się z jej ciałem”, jest świetny. Jak najlepsza reklama, po której czytelnik uśmiecha się i podświadomie zaczyna obdarzać jednego z bohaterów sympatią.
O Bartoszu Szczygielskim wiedziałam, że jest. I pisze. I idzie mu raczej lepiej niż gorzej. Również z tego powodu byłam zainteresowana pierwszą książką jego autorstwa jaka trafiła w moje ręce. I po lekturze mogę śmiało powiedzieć, że na pewno nie jest to ostatnia jego książka którą się zainteresowałam.
Historia życia które na pierwszy rzut oka wydaje się udane i szczęśliwe, a partnerzy akceptują swoje mniejsze lub większe niedoskonałości, jest znanym i chyba lubianym motywem. Odkrywanie kawałek po kawałku tajemnic i poszukiwanie prawdy w obrazie, który ma z nią niewiele wspólnego, również jest ciekawa.
Dla mnie „Krok trzeci” był trudną książką. Historią, która wymagała ode mnie skupienia i bezwzględnej uwagi. Fragmentaryczność, przeskakiwanie tematyczne, ucinane sceny, i unosząca się wokół tajemnica, w sumie niemal do ostatniej strony, sprawiła, że książkę czytałam wolno, poświęcając jej sporo uwagi i zaangażowania. To jedna z opowieści narzucających czytelnikowi swój styl w sposób bezwzględny. Ja się temu poddałam i z perspektywy lektury nie żałuję.
Sama zagadka, podejrzewam, że dla zwolenników thrillerów psychologicznych, nie była zbyt trudna do rozwiązania. Ja jednak stanowię przypadek, który nie wymyśla sam, tylko czeka na to, co powie autor. I czekałam. Tylko nie do końca wiem, czy jestem zadowolona z podsuniętego rozwiązania. Chyba muszę to jeszcze przetrawić. Jest ciekawe, ale dla mnie lekko kontrowersyjne. I może dlatego to Bartosz Szczygielski jest autorem całkiem niezłego thrillera psychologicznego, a nie ja. I w sumie chwała nam obojgu za to.
Bartosz Szczygielski, swoim autorskim okiem, chwyta niuanse ludzkich charakterów, relacji w jakie się wplątują, zależności, które ciągną się za bohaterami przez lata, nie pozwalając im na stworzenie nowego, wolnego od przeszłości życia. Ciężki los zgotował autor swoim bohaterom, nie oszczędza ich, domaga się od nich działania, ale niekoniecznie tego ogólnoludzkiego, bardziej egoistycznego nastawionego na „ja”. A wszystko okraszone zostało całkiem niezłymi, życiowymi dialogami, które z jednej strony pchają fabułę wprzód, z drugiej natomiast, stanowią fantastyczny materiał do analizy postaci.
Podoba mi się oko Szczygielskiego, podoba mi się jego umiejętność spojrzenia na swoich bohaterów pokazania ich, i w sumie podoba mi się też taki brak dbałości o to, aby jego bohaterowie byli lubiani. Ja lubię lubić bohaterów, a Szczygielski zachowuje się tak, jakby mu na tym specjalnie nie zależało. I co dziwne, przyznam, że to dobry zabieg. Bardzo naturalny i zostawiający pole do oceny dla czytelnika. I choć nadal powiem, że lubię ich lubić, to akurat w tym przypadku całkiem dobrze jako czytelnik czuję się w tym „nielubieniu”.
Klimat historii jest mroczny, ciemny, przejmujący. Niekiedy nawet przygniatający i nie do końca jestem przekonana co do tego światełka w tunelu, które ponoć zawsze pojawia się jako element do którego można dążyć, do którego można zmierzać.
Spodobał mi się język pióra Szczygielskiego. Mimo tematyki, klimatu jest lekki, dobry w czytaniu, niekiedy humorystyczny, wciągający.
„Krok trzeci”, to nie tylko thriller psychologiczny, to również świetna okazja do pokazania ważnych zagadnień z jakimi mierzymy się żyjąc obecnie. Autorowi udało się wpisać fabułę w elementy tak bliskie współczesnemu człowiekowi, że nie trudno uwierzyć w historię Szczygielskiego. W niektórych momentach stawała się bardzo bliska mnie jako czytelnikowi, mnie jako kobiecie, mnie jako żonie.
„Krok trzeci” to dobra literatura. Wymagająca, wymuszająca skupienie i uwagę, ale dobra. Zmuszająca czytelnika do pracy nie tylko czytelniczej, ale i intelektualnej. Wydaje mi się, że warto zmierzyć się z tą historią. Warto przez kila godzin podejrzeć los innych, ten co zgotowali sobie sami i ten, który zgotowali im inni, w tym bezwzględny autor.
Polecam, myślę, że warto poświęcić czas tej historii, tym ludziom, temu autorowi.