Pierwsza część cyklu „The New York Titans” niejako skradła moje serce, nie była to wielka miłość i zachwyt absolutny, gdyż „Dogrywka na szczęście” to powieść z kategorii romansu, ale też New Adult. Poza obowiązkowym wątkiem uczuciowym pomiędzy parą bohaterów pojawiły się w niej również inne, wcale niebanalne, problemy. Dlatego z ciekawością zaczęłam słuchać części drugiej cyklu – „Rozgrywki na szczęście”.
Muszę przyznać, że jak na historię, która ma być lekką, łatwą i przyjemną, autorka wyszła troszkę poza ramy tradycyjnego, często infantylnego piętrzenia się kłopotów, problemów i przeszkód pomiędzy Nim a Nią. W „Rozgrywce na szczęście” Poppy J. Anderson zwróciła uwagę na próbę poukładania sobie życia przez małżeństwo, które doznało ogromnej traumy wskutek tragicznego dla nich wydarzenia. Jakie to wydarzenie? Szczegóły w powieści. Poukładania sobie tego życia nie razem, lecz osobno. Jak się okazuje nie do końca im to wyszło, a nieoczekiwane spotkanie po latach staje się impulsem do przeżywania przeszłości na nowo. Jest to przeżywanie burzliwe i namiętne, naznaczone pretensjami i kłótniami, samotne i nastawione na próbę zbudowania czegoś nowego z innym partnerem, wreszcie przyjacielskie, pełne obaw przed ponownym wejściem do przysłowiowej „tej samej rzeki”. Od początku przypuszczamy, jakie zostanie zaserwowane nam zakończenie, lecz pomimo to przeżywamy rozterki wspólnie z Julianem i Liv. Z tych dwojga to on jest cierpliwszy i zdystansowany, czasem porywczy – typowy mężczyzna, ona działa emocjonalnie, bywa, że pochopnie – jak to stereotypowa kobieta. Autorka wpisała w swoją powieść wiele emocji oraz napięcia, które nie pozwalają oderwać się od historii Juliana i Liv.
„Rozgrywka na szczęście” to powieść o ponownym budowaniu bliskiej relacji pomiędzy byłymi małżonkami. To także historia o rodzinie i przyjaźni. Bardzo podobał mi się wątek futbolistów z New York Titans – ich rozmowy, zwłaszcza Juliana i Briana zostały napisane błyskotliwie i z klasą, mimo czasem sprośnych żartów czy odzywek nie zawsze kulturalnych. Już się cieszę, że bohaterem trzeciej części będzie Brian Palmer, który w „Rozgrywce na szczęście” jest najbardziej wyrazistym bohaterem drugoplanowym. Nie polubiłam go od razu, ale zyskiwał z każdym swoim pojawieniem się na kartach książki. Wreszcie „Rozgrywka na szczęście” to powieść o przeżywaniu żałoby, radzeniu sobie z nią ze wsparciem bliskich i bez niego, a także przy pomocą specjalistów. To trudny wątek, a wpleciony w tę powieść zdecydowanie podnosi jej walory.
Powieść Poppy J. Anderson jest radosna i smutna, śmiejemy się przy niej i wpadamy w zadumę. Autorce udało się połączyć trudną sztukę łatwej powieści z poważnymi tematami, a jednocześnie zachować jej lekkość, przez co trafi do szerokiego grona odbiorców. Pisanie o traumie prostymi słowami to też sztuka. Nie zawsze trzeba używać poważnej terminologii, zawoalowanych porównań czy niezrozumiałych skojarzeń, żeby trafić do serca i wrażliwości czytelników.
Moim ulubionym fragmentem „Rozgrywki na szczęście” jest wyjście Liv i jej „sztywnych od elegancji” znajomych do ekskluzywnej restauracji, do której wskutek pewnych komplikacji nie zostają wpuszczeni, przez co lądują w „mniej dystyngowanym” miejscu. Podoba mi się również sportowe tło powieści.
"Rozgrywki na szczęście" słuchałam w audiobooku w interpretacji Mikołaja Krawczyka, do którego głosu pomału się przyzwyczajam.