Wszędzie panuje jasność. Męcząca, ale zarazem piękna. Postać idzie przed siebie, widzi dookoła zniszczenia, które spowodowała spadająca bomba, ale nie zwraca na nie większej uwagi. Już jej to nie obchodzi. Nie patrzy na rany zadane przez broń ani przez czas. Krew, która znajduje się dosłownie wszędzie, też nie jest już ważna. Liczy się tylko on i ona o tym wie.
Kiedy wchodzi na wzgórze, które okazało się lekką przeszkodą do pokonania, widzi jego. W tych samych, ale całych ubraniach. Z tym uśmiechem, który zawsze ją rozbrajał. Patrzą na siebie, jakby zaglądali w głąb swoich dusz, ale równocześnie nie widzieli nic.
-Kochany... - szepcze, ale ten nie daje jej dokończyć.
-Muszę Ci coś powiedzieć — mówi, zakrywając jej przy tym usta.
Kobieta kręci głową, w jej oczach powinny pojawić się łzy.
-Straciłem go.
Widzi jego smutek, a mimo to się uśmiecha. Od ucha do ucha, co mogłoby wywołać w nim konsternację.
-Też muszę Ci coś powiedzieć — mówi, dalej się uśmiechając.
.
Wojna, miłość, dzieci i rodzina, którą rozdzieliła wojna. Te hasła wręcz biją i proszą się o emocje, które położą czytelnika na kolana. Sama wojna w literaturze porusza do głębi, a czasami nawet nie pozwala spać po nocach. Co poszło nie tak w książce "Na końcu czeka miłość", że tego wszystkiego zabrakło?
Przyznam się wam, że to nie czytelnik powinien odczuwać emocje, czytając książkę, ale to ona właśnie powinna je w nim wywoływać. Wszystko zależy od tego, w jaki sposób autor przedstawi przeciwności losu, które spotykają jego bohaterów. W ciągu trzystu stron rozegrała się cała wojna. CAŁA. To nie była powieść, dla mnie to było opowiadanie, które biegło na łeb na szyję, nie zatrzymując się przy żadnym ważnym momencie.
Nie będzie to spojlerem — ze względu na opis książki — jeśli powiem, że bohaterka traci dziecko. Co się wtedy dzieje? Wstaje, idzie dalej i funkcjonuje dalej. Nic się nie dzieje. Gdzie ten smutek? Gdzie jej emocje, które powinny bić do czytelnika z każdego jej kroku?
Było więcej przykładów, które okazały się dla mnie czarną dziurą bez dna, która nie wywołała we mnie emocji, ze względu na sposób, w jaki ją przedstawiono. To samo dotyczy dialogów, które jeśli się pojawiały, potrafiły trwać nieprzerwanie przez kilka stron.
"Na końcu czeka miłość" to historia, która naprawdę mogła się udać. Naprawdę miała potencjał, ale sposób w jaki została przedstawiona, totalnie mnie nie przekonał.