Przeczytałam już kilkanaście powieści Krystyny Mirek i niemal za każdym razem po zakończonej lekturze odczuwam pewien niedosyt. A mimo to coś mnie do tych książek ciągnie i co jakiś czas sięgam po następną. Tym razem skusiłam się na audiobook w interpretacji Joanny Gajór i niestety znów nie jestem do końca usatysfakcjonowana.
"Świąteczny sekret" jak sam tytuł wskazuje wprowadza nas w czas Bożego Narodzenia. 19-letnia Zosia, maturzystka, jest jedną z trzech sióstr i jako najmłodsza latorośl wciąż mieszka ze swoją mamą - kobietą specyficzną, wiecznie niezadowoloną, trudną we współżyciu, która na wszystko ma gotowe rozwiązania. Chcąc uwolnić się od sfrustrowanej, gderliwej rodzicielki Zosia jako jedyna z rodziny decyduje się przyjąć spadek po babci. Dom na wsi, z ogrodem, postrzegany przez wszystkich jako stara rudera, staje się jej miejscem na ziemi, ale też sporym wyzwaniem. Ogarnięcie domu (choć babcia zanim umarła, zostawiła po sobie porządek), ogrzanie, zadbanie o gospodarstwo to już spory problem przy minimalnych funduszach. Dojazdy do szkoły, do Krakowa, po 2,5 godziny w jedną stronę graniczą ze zdrowym rozsądkiem, a mimo to Zosia stara się wytrwać. Pomagają jej oczywiście najbliżsi sąsiedzi, nie bez znaczenia jest też dobrze zaopatrzona spiżarnia, która została po babci. Zosia może liczyć w każdej chwili także na Jaśka - swojego przyjaciela z dzieciństwa. Sprawy zaczynają się komplikować, gdy w otoczeniu Zosi pojawia się Max - przystojny, rozrywkowy kawaler zza płotu. Z racji doświadczeń pokoleniowych dziewczyna ma z góry wyrobione zdanie o takim typie mężczyzn, a mimo to coś ją ku niemu przyciąga...
"Świąteczny sekret" to przyjemna w odbiorze powieść obyczajowa, którą można potraktować jako coś w rodzaju baśni, albo przymknąć oko na niektóre sytuacje, które w normalnym życiu nie miałyby szansy zaistnieć. Chleb zawinięty w ściereczkę upieczony jeszcze przez babcię nie miał szans być świeży, jak zapewnia Zosia. Pieniądze, które spadają na bohaterkę niczym manna z nieba. Dojazdy do szkoły to ponad pięć godzin zabranych z każdego dnia, więc na nic innego poza nauką nie starczyłoby dziewczynie czasu. Rodzina, od której bohaterka chce się uwolnić, siostry niby z nią skonfliktowane, a gdy odwiedzają ją na wsi mamy istną sielankę. To tylko część sytuacji, które podważają wiarygodność tej opowieści. I nawet biorąc pod uwagę przedświąteczny czas cudów, trochę to wszystko nie pasuje i zgrzyta.
Autorka skłania nas do zastanowienia się nad tematem czy można zmienić przeznaczenie?... I dopowiedź na to pytanie rzeczywiście znajdziemy w książce. Ale oprócz tego odnajdziemy tu również miłość, przyjaźń, toksyczne relacje na płaszczyźnie rodzic-dziecko, porzucenie, walkę z własnymi słabościami, dążenie do wytyczonego celu i ryzyko z tym związane. Świąteczny czas jaki towarzyszy wydarzeniom jest jakby dodatkiem do fabuły. Niestety nie otulił mnie niczym ciepły kocyk, jak to zazwyczaj ma miejsce w powieściach bożonarodzeniowych, ale wpłynął na odbiór zdarzeń.
Co najbardziej mnie urzekło w tej powieści?... Prowincjonalny klimat, wiejski domek ze spiżarnią pełną przetworów, życzliwość mieszkańców, pomocna dłoń w potrzebie i empatia, która dosłownie wlewa się w serce. Nawet samotna, zrzędliwa i wiecznie niezadowolona staruszka Nowakowa wzbudziła we mnie ciepłe uczucia.
Który wątek zapadł mi jakoś szczególnie w pamięć?... Motyw Maxa porzuconego przez matkę chłopca, któremu ojciec starał się nieba przychylić, a skutek okazał się daleki od oczekiwań. Dochodzą tu do głosu aspekty psychologiczne, mechanizmy postrzegania i przekonania, które przekładają się na określone zachowania i podejście do życia.
Tytuł powieści wskazuje na ujawnienie pewnego sekretu. I szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś spektakularnego, a tymczasem mamy tu mniejsze i większe tajemnice przede wszystkim z przeszłości, które Zosia odkrywa odkąd zamieszkała na wsi. Jednak żaden z tych sekretów nie wybija się jakoś szczególnie, nie przykuwa większej uwagi. Stąd też pojawia się odczucie, że tytuł nie do końca współgra z treścią. Niektóre wątki zostały niepotrzebnie pourywane, skrócone, bądź niedokończone, a szkoda.
"Świąteczny sekret" to mimo wszystko klimatyczna historia ze średniej półki. Można z niej wynieść własne przemyślenia. Jeśli odpuścimy niektóre absurdy to rzeczywiście fabuła może sprawić, że poczujemy się miło zrelaksowani. A mnie zapewne za jakiś czas przyciągnie kolejna powieść autorki, być może lepsza... Zobaczymy.