Ciekawy pomysł na fabułę książki dla nastolatków, to dzisiaj wyczyn porównywalny ze zdobyciem Mount Everestu w zimie. Naprawdę, wszystko już było w tej czy innej formie. I Wszechświaty pewnie nie są wyjątkiem, ale jednak Patrignani nie oparł swojej historii na zgliszczach wielkiego miasta, jak zrobiło to wielu przed nim. On zbudował sobie całkiem nowy świat, a w zasadzie nawet więcej niż jeden.
Alex i Jenny znają się od wielu lat, chociaż nigdy nawet się nie spotkali. Ba, nigdy nie zamienili ze sobą słowa, bo porozumiewają się wyłącznie telepatycznie. Ich „spotkania” poprzedzają objawy przypominające atak epilepsji, jednak z czasem zyskują nad tym coraz większą kontrolę, aż w końcu potrafią doprowadzić do kontaktu z własnej woli. Kiedy wreszcie zdobywają pewność, że druga strona rzeczywiście istnieje i nie jest tylko efektem choroby psychicznej, postanawiają się odnaleźć. Alex wyrusza w podróż na inny kontynent, ale kiedy pojawia się w umówionym miejscu, okazuje się, że nikt na niego nie czeka. Ale przecież Jenny stoi dokładnie na tym samym molo o ustalonej godzinie. W ten sposób odkrywają istnienie światów równoległych, a nieocenioną pomocą okazuje się przyjaciel Alexa – Marco. Ten komputerowy geniusz staje się mózgiem sprawy i pomaga dwójce zakochanych przemierzać kolejne wszechświaty w poszukiwaniu siebie. Nie mają jednak pojęcia, że życie w innych wymiarach to najmniejszy z ich problemów.
Wszechświatom nie brak sporej naiwności, bo nawet zakładając, że rodzice puściliby szesnastoletnie dziecko samo z Włoch do Australii i odwrotnie, to kwestia finansowa nadal zdaje się być sporym problemem. Gdy jednak przymkniemy oko na te niedociągnięcia, otrzymamy naprawdę fajną i wciągającą historię o światach alternatywnych i próbie ucieczki przed przeznaczeniem. Patrignani pisze lekko, dostosowując prosty język do młodego czytelnika. Krótkie rozdziały zwiększają dynamikę akcji, dzięki czemu ciężko się przy tej książce nudzić, a stopniowo odkrywane tajemnice podsycają tylko ciekawość odbiorcy. W interesujący sposób opisuje kolejne wymiary, naznaczając je w większości przypadków tylko drobnymi zmianami, które jak efekt motyla mają wpływ na życie bohaterów. Koncepcja wieloświatów staje się tym bardziej interesująca, że skłania czytelnika ku rozważaniom nad istnieniem własnego alter ego, którego życie być może potoczyło się zupełnie inaczej. Może dobrą całość odrobinę psuje irytująca główna bohaterka, ale przywykłam już do tego, że kreacje żeńskich postaci w powieściach młodzieżowych bywają niedopracowane i zwyczajnie irytujące. Zresztą autor nie wykazał się szczególnym talentem przy tworzeniu swoich bohaterów, bo w zasadzie wszyscy (a jest ich i tak stosunkowo niewielu) są wyjątkowo nijacy, mało autentyczni, że aż chce się powiedzieć – papierowi.
Daleko tej książce do wybitnej, ale w gatunku literatury młodzieżowej stoi wysoko. Głównie za ciekawy pomysł i intrygujące zakończenie, chociaż obok ładnej okładki również ciężko przejść obojętnie. Minus należy się za cenę wziętą z kosmosu. Albo z rzeczywistości alternatywnej.