Jak diametralnie może zmienić się życie przez jedną niefortunną pomyłkę?
Przekonał się o tym Dominic Baciagalupo, który przez wypadek jego syna Daniela, wraz z nim został skazany na wieczną tułaczkę. I właśnie od tamtej pory ojciec wraz z synem poszukują szczęścia i odpowiedniego lokum. W całej sytuacji nie pozostają jednak sami. Za wszelką cenę stara uratować im życie stary flisak i ich najlepszy przyjaciel Ketchum. Niestety, ale nie jest on w stanie dotrzymywać im towarzystwa przez cały czas. Podczas jego nieobecności niebezpieczeństwo zbliża się do Dominica i Daniela coraz bardziej i tylko czeka na odpowiedni moment by zadać ostateczny cios.
John Irving to pisarz, z którego twórczością bardzo chciałam się zmierzyć. Miałam zamiar zakupić jego najnowszą powieść, ale po zobaczeniu ceny, mocno się zniechęciłam. Kiedy dostałam okazję przeczytania Ostatniej nocy w Twisted River, nie wahałam się ani sekundy i czym prędzej zasiadłam do lektury.
Chyba jeszcze nigdy nie czytałam takiej książki jak ta. Nie dlatego, że jest ona jakaś super świetna czy bardzo zła, ale właśnie dlatego, że po pięciu dniach od skończenia powieści nadal nie wiem co tak naprawdę o niej sądzić. Długo się zastanawiałam co napisać. Usunęłam już 3 pełne recenzje na jej temat, ponieważ ciągle mi coś nie pasowało nawet robiąc milion poprawek. Podczas czytania targały mną miliony sprzecznych emocji, ale zacznę od początku.
Rozpoczęcie, które trwało z jakieś sto stron, było dla mnie koszmarem. Cudem udało mi się przebrnąć przez pierwszą część. Potem zrobiło się o wiele ciekawiej. Kolejne sto stron przeczytałam jednym tchem. Życie Dominica i Daniela w Bostonie tak mi się spodobało, że zatraciłam się na kilka godzin. Następnie znowu zrobił się spadek. Długie, rozwlekłe opisy męczyły, a brak akcji nudził. Jednak ten stan utrzymał się do końca książki, po za jednym wyjątkiem, którym było kulminacyjne wydarzenie.
Styl pisarski Johna Irvinga wiele razy został porównany do stylu Stephena Kinga. Moim zdaniem trochę bezpodstawnie. Po za rozwlekaniem akcji i pisaniem długich opisów na temat każdej osoby z osobna, nie widzę między panami żadnego podobieństwa. W porównaniu do Irvinga, King genialnie buduje grozę i tworzy klimat powieści. Ponadto ten drugi operuje retrospekcjami tak, że nie gubimy się w akcji i ogólnymi odbiorze książki, co nie mogę przyznać Irvingowi. Dość chaotyczne wprowadzanie momentów z przeszłości i często też z przyszłości powodowały, że nie wiedziałam w końcu, który moment życia bohatera jest tym głównym.
Jeśli chodzi o fabułę to tak naprawdę nie widziałam w niej głębszego sensu. Stała się tragedia i przez nią na bohaterów czyha niebezpieczeństwo, dlatego uciekają i żyją gdzieś indziej, a co dalej? No, żyją w tym ciągłym strachu, ale praktycznie podczas czytania tego nie odczuwamy. Przez resztę książki mało się dzieje. Jesteśmy jedynie świadkami jak nasi bohaterowie dojrzewają i się starzeją. Według mnie autor beznadziejnie zakończył książkę. Zero napięcia czy momentów grozy. Miałam wrażenie, że chce po prostu napisanie tej powieści mieć już za sobą.
Pierwszą, przeczytaną przeze mnie książkę Johna Irvinga nie zaliczam do udanych. Jednak do autora się nie zniechęcam, ponieważ wiele razy spotkałam się z określeniami, że Ostatnia noc w Twisted River to najgorsza w jego dorobku. Raczej nie polecam:)