Bartłomiej Biesiekirski to polski autor, być może dla wielu nieznany, dla mnie – mocno utalentowany. Jego kryminał „Jasnowidz” wspominam bardzo miło, jednak to jego najnowsza powieść sprawiła, że z pewnością będę śledzić jego pisarską karierę. „Siskele”, bo taki nosi tytuł, to książka, która na każdym kroku zaskakuje. Pełna magii opowieść nie tyle wciąga, ale zadziwia pomysłowością. Mroczna, ponura, zimna. Nieco poplątana, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Trochę dziwna, ale to dobrze. Jedna normalna rzecz popsułaby cały spektakularny efekt…
Siskele – miejsce na Dalekiej Północy, zimne i pełne mrocznej magii. Jego mieszkańcy oczami obcego wydają się inni, niespełna ludzcy. Tomas, młody chłopak, który przybywa do Siskele z matką, próbuje odnaleźć się w tym ich świecie. Na każdym kroku spotyka jednak coś, co go przeraża i czego nie rozumie. Ale nie tylko on boryka się z przeszkodami. Morski rozbitek czy też młoda dziewczyna – wszyscy w tym miejscy próbują odnaleźć sposób, by zrozumieć zasady panujące w tym miejscu. A są one niebywale istotne, kiedy nie wiadomo, czy ktoś istnieje naprawdę czy jest tylko zwyczajną lalką…
„Siskele” - intrygujący tytuł, ciekawy opis, skromna i szara okładka. Dla jednych coś intrygującego, dla innych – już nie. Mogę zatem wątpiących zapewnić, że za tym wszystkim stoi coś naprawdę wyjątkowego. A mówię oczywiście o ciekawej fabule. Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się aż tak dobrej historii – z początku musiałam wczuć się w klimat, powoli zrozumieć, o co chodzi. Jednak z czasem wszystko nabierało wyraźniejszych kształtów – poznałam bohaterów, mniej więcej „ogarnęłam” akcję, więc można było kontynuować. I wtedy się zaczęło… Ta cała magia, o której mowa na okładce, ujawnia się w całej okazałości i historia nabiera rumieńców. Akcja zmienia kierunki z prędkością światła, bohaterowie okazują się kimś zupełnie innym, a koniec wydaje nam się czymś odległym. I tak bez przerwy. Czytamy sobie niby spokojny tekst, wciągamy się w te zimne i mroczne realia Siskele, a tu nagle się okazuje, że chodzi o coś zupełnie innego. Wiem, trochę to pogmatwanie brzmi, jednak – tutaj biję brawo autorowi – pan Bartłomiej zrobił to po mistrzowsku. Opisał wszystko w prosty sposób, mieszając nam jedynie w głowach. Sprawił, że daliśmy się nabrać na iluzję, skutecznie ukrywając cel powieści, jej prawdziwe oblicze. Po raz kolejny, choć to się ostatnio rzadko zdarza, przeżyłam wielkie zaskoczenie. Za co bardzo dziękuję autorowi.
Czytając tę powieść po raz pierwszy spotkałam się z terminem „realizm magiczny”. Mówiąc w skrócie, jest to „określenie używane w odniesieniu do jednego z ważnych nurtów współczesnej literatury, [...]nawiązywał do wierzeń ludowych i magii, do codziennej rzeczywistości wprowadzając elementy irracjonalne, niezwykłe, tajemnicze”. To takie szybkie podsumowanie „Siskele”. Z pozoru zwyczajna historia, o zwyczajnych ludziach, tylko trochę innych. A jednak później się okazuje, że w to wszystko wmieszana jest magia, a ci ludzie są pełni zagadek. Fani mrocznych i fantastycznych historii nie powinni być nią zawiedzeni, zwłaszcza, że takich elementów jej nie brakuje…
Kiedyś zasłyszałam powiedzenie, że nie trzeba znać wszystkiego, żeby dobrze kombinować. Poznałam tego autora przy kryminale, teraz spod jego pióra wyszła całkiem „inna” perełka. Czyli coś w tym musi być. „Siskele”, moi drodzy, to powieść zaskakująca i wciągająca, a przy tym mroczna, magiczna, pełna tajemniczości. Jeśli lubicie historie, w których nic nie jest pewne, a dziwne zjawiska są na porządku dziennym, to jest to książka dla Was. W niej nigdy nie wiadomo, co stanie się później, ani kogo lub co jeszcze spotkacie. Jedno jest jednak pewne: to świetnie skonstruowana powieść, od której ciężko się oderwać. Bardzo gorąco polecam!