Książkę przeczytałam już kilka lat temu (wtedy było to chyba nieoficjalne tłumaczenie) i pamiętam, że bardzo mi się podobała. Warto nadmienić, że wtedy dopiero zaczynałam przygodę z romansem paranormalnym i nie zdawałam sobie sprawy, że istnieją lepsze książki z tego gatunku.
„Mroczny Książę” opowiada historię Michaiła, księcia pradawnej, wymierającej już rasy Karpatian, który zmęczony swoją nieśmiertelną egzystencją, postanawia popełnić samobójstwo. W ostatniej chwili w jego myśli wdziera się kobieta. Raven posiada parapsychiczne zdolności, a chcąc wykorzystać swój dar, pomaga ujmować groźnych przestępców... nie stroni jednak od grzebania w cudzych myślach. Tym razem jednak, nie ma pojęcia, z kim zadarła. Jak to bywa w tego typu powieściach, ta dwójka zakochuje się w sobie, jednak los bezustannie płata im figle i nie pozwala cieszyć się sobą.
„Mroczny Książę” oraz kolejne części serii to dokładnie ten sam utarty schemat. Jeśli ktokolwiek z Was czytał, wie, co mam na myśli. Jeśli nie czytaliście, postaram się Wam to nakreślić. Wygląda to tak:
- zły, mroczny, dziki Karpatianin spotyka kobietę;
- odzyskuje możliwość widzenia kolorów (to właśnie daje tym facetom do zrozumienia, że napotkana białogłowa jest tą jedyną i nie mogą bez niej żyć);
- kobieta opiera się;
- Karpatianin zmusza kobietę do uprawiania seksu (często wbrew jej woli, to żaden problem, najwyżej ją trochę posiniaczy i zniszczy jej psychikę – nic wielkiego);
- kobieta nienawidzi Karpatianina;
- Karpatianin zmusza kobietę do uprawiania seksu, tym razem odprawiając pradawny rytuał, którym przywiązuje kobietę do siebie;
- rozstanie – kobieta uświadamia sobie, że nie może żyć bez Karpatianina (nie wiem, co Wy na to, ale według mnie to typowe objawy syndromu sztokholmskiego);
- akcja – ktoś próbuje zabić Karpatianina i jego partnerkę;
- seks;
- seks;
- seks;
- smutek;
- seks;
- szczęście;
- seks;
- koniec.
Oczywiście każdy Karpatianin jest nieziemsko przystojny i, co rozumie się samo przez się, bardzo hojnie obdarzony przez naturę. Ich partnerki, rzecz jasna, nie szczędzą nam swoich przemyśleń na ten temat. Swoją drogą, to nie do końca to rozumiem. Niby chodzi o wieczną miłość, a w każdym paranormalu czytam o niewyobrażalnych rozmiarów męskości. Nigdzie i nigdy ten aspekt nie został pominięty i szczerze mówiąc, kiedy po kilkuletniej już przygodzie z romansem paranormalnym czytam takie opisy, nie mogę powstrzymać się przed wywróceniem oczami.
Wracając do książki – można przeczytać jeden tom, ale nie warto czytać kolejnych, bo dalej nic się nie zmienia. Postacie są bezpłciowe i odróżnić je można jedynie po imionach. Ewentualnie po umiejętnościach (bo kimże by byli, gdyby nie mieli supermocy?).
Dziś, po tych kilku latach, biję samej sobie brawo – przeczytałam sześć tomów. Ba! Mam je na półce i nie mam pojęcia, co z nimi zrobić, bo na ich miejscu chętnie widziałabym inne, ciekawsze książki. Niedawno sięgnęłam po siódmy tom, ale nie dałam rady przeczytać nawet jednej strony. Po takiej ilości romansideł, jakie przeczytałam, ta seria jest zwyczajnie przykra.
Komu polecam? Osobom, które dopiero chcą zacząć przygodę z romansem paranormalnym, by wdrożyć się w zasady rządzące gatunkiem.
Ocena: 2/6