Za co kocham (tak, to adekwatne słowo) powieściowy cykl science fiction „Frontlines”...? Otóż za mrok. Za mroczny, niepokojący i smutny klimat tej barwnej relacji o kosmicznej wojnie ludzkości z obcą nacją, która z niewiadomych powodów zaatakowała ludzkie kolonie. To poważne, inteligentne i dramatyczne wojenne science fiction z najwyższej półki, które z każdą swoją kolejną odsłoną wydaje się być coraz to lepsze i lepsze. Najlepszym potwierdzeniem tych słów jest najnowsza część tej serii - powieść pt. „Reguły wojny”, która ukazała się kilka dni temu w naszym kraju, nakładem Wydawnictwa Fabryka Słów.
Cztery lata względnego spokoju od ostatniej wielkiej bitwy na Marsie - to wygrana ludzkości, która wykorzystuje ten czas na doskonalenie technologii i powiększanie stanu swojej armii. Ważną rolę w tym procesie odgrywa także major Andrew Grayson, dowodząc szkoleniową bazą na Islandii. Oto jednak pojawia się szansa na zmianę tego stanu rzeczy - oferta wzięcia udziału w rozpoznawczej, wypadowej misji na kosmiczne obszary kontrolowane przez Dryblasów. I choć logika kazałaby odrzucić tę propozycję, Andrew Grayson ją przyjmuje...
Marko Kloos - twórca tej powieściowej serii, powraca tą książką niejako do jej źródeł, stawiając na doskonale sprawdzony schemat bojowo/rozpoznawczej misji w odległe zakątki kosmosu, gdzie to na załogę ziemskich okrętów może czekać absolutnie wszystko. I powiem wam szczerze, że brakowało mi tego przez tych kilka lat oczekiwania na ten niniejszy tom, oj brakowało. To ten niezwykły klimat codzienności życia na wojennym okręcie, nieustanne zagrożenie, bojowe zadania i odkrywanie tajemnic nieodgadnionego wroga - prawda, że brzmi pięknie...?
Tak, jak to miało miejsce w poprzednich sześciu częściach tego cyklu, tak i tym razem naszym pierwszoosobowym narratorem jest Andrew Grayson. To właśnie u jego boku odkrywamy założenia misji, jej przebieg oraz rezultat, który okaże się wielce zaskakującym. Również za jego sprawą poznajemy codzienność życia na OWPA „Waszyngton”, morale załogi, stosunek ludzi do toczonej od tylu lat wojny, czy też wreszcie naturalne emocje - na czele z tęsknotą na ukochaną, ale też i choćby nocne koszmary związane ze wspomnieniami z przeszłości. Ponadto autor dał nam tu coś zupełnie nowego - otworzenie zaskakującej ścieżki dla rozwoju fabuły, która może zmienić w tej serii absolutnie wszystko...
Andrew Grayson jest tu najważniejszą postacią, gdyż tak po prostu być musi. To doświadczony żołnierz, dobry dowódca i wciąż ten sam poczciwy człowiek, tylko że już znacznie starszy, nieco bardziej zmęczony fizycznie, aczkolwiek wciąż kochający kosmos i tę niezwykłą nutkę ryzyka, gdy się w nim znajduje. Z pewnością bohater ten zmienia się na naszych oczach, ale w mej ocenie na lepsze i przede wszystkim w bardzo przekonujący oraz realistyczny sposób.
O literackim świecie tej opowieści można powiedzieć wprost - to okręt i wszystko to, co kryje się dookoła niego. No dobrze, to pewne uproszczenie, gdyż mamy tu również obraz Ziemi odległej przyszłości oraz pewnej znanej nam już planety w odległych rubieżach, która przyjmuje niezwykle interesującą, ale też i mroczną postać. I znów mamy tu logikę, naturalność i sens, co osobiście tak bardzo sobie cenię w literackim science fiction.
Cykl ten wpisuje się w nurt wojennego science fiction, zatem nie mogło zabraknąć tu również widowiskowych scen walki. Te obejmują oczywiście perfekcyjnie dopracowane sceny zmagań kosmicznych okrętów z udziałem nuklearnych pocisków i przy całej gamie skomplikowanych manewrów taktycznych. Jest tu również walka na lądzie, którą także cechuje widowiskowość, realizm i odpowiednia dynamika relacji, dzięki czemu możemy z łatwością sobie wyobrazić przebieg tych starć. Marko Kloos zna się na wojennej rzeczy...
Książka ta liczy sobie 350 stron, co początkowo wydaje się wystarczającą liczbą, ale wraz z postępem lektury zaczynamy z coraz większym niepokojem spoglądać na kurczącą się część tego, co jest jeszcze przed nami. I to chyba też najlepiej świadczy o jakości tego tytułu, który porywa nas od pierwszych chwil, trzyma w wielkim napięciu, a na koniec funduje cliffhanger, który rozpala apetyt na ciąg dalszy. To również świetna praca Piotra Kucharskiego, który kolejny raz przetłumaczył nam tę powieść w iście wyborny sposób.
Powieść „Frontlines. Reguły wojny”, to absolutna perełka na polu wojennego science fiction, z którą może się równać chyba tylko cykl Michała Cholewy „Algorytmy wojny”. To dokładnie to, czego oczekuję od tego nurtu – czyli mrocznego obrazu walki, życia na okręcie i bezlitosnych praw Kosmosu, dla których los jednego z rozumnych gatunków gdzieś z centrum Słonecznego Układu, nie znaczy naprawdę nic. Polecam – sięgajcie po ten tytuł, cieszcie się jego ofertą i wyczekujcie z niecierpliwością premiery kolejnej odsłony tej serii.