Na łamach Washington Post napisano “Może cię odrzucać, szokować, a już na pewno przerażać, ale i tak przeczytać ją do końca”. I całkowicie się z tym zgadzam.
Historia kilkorga nieznajomych. Ludzi w różnym wieku, wykształconych i nie, wywodzących się z rożnych nizin społecznych. Ludzi, których los pokierował w rozmaitych kierunkach. Jednak w każdym z nich zostało zasiane ziarno grzechu, które kiełkując przybiera postać czystego zła.
Oto historia najmroczniejszych i najbardziej odrażających odmętów ludzkiego umysłu.
Sięgając po “Diabła wcielonego” spodziewałam się, że niewymagającego thrilleru, z małą domieszką grozy. Niewielka objętość i duża czcionka utwierdziły mnie w przekonaniu, że wpadłam na coś lekkiego. Ot, lekturka na dzień czy dwa.
Jakie było moje zaskoczenie gdy otrzymałam coś o WIELE bardziej wysublimowanego. Ustalmy jedno: to nie jest piękna opowieść! Nie ma tu barwnego języka, finezyjnych opisów czy cudownych, romantycznych happy endów. Zamiast tego są krew, flaki, odchody i brutalna, brzydka rzeczywistość. Donald Ray Pollock w przerażający sposób zagłębia się w ludzką psychikę, wyciągając z niej to co najgorsze i najobrzydliwsze.
Powieść wielokrotnie porusza tematykę religijną, przybierającą bardziej formę chorego fanatyzmu niż pokrzepiającej, pełnej nadziei wiary. Dodatkowo klimatu nadaje umiejscowienie fabuły, która ma miejsce w latach 60 tych w Ohio. Autor przenosi nas do zaściankowych, małych miejscowości - często bardzo biednych - i niezwykle ograniczonych intelektualnie ludzi. Pokazuje jak łatwo oszukiwać i manipulować prostymi umysłami, gdzie zaatakować, aby zabolało najbardziej.
Jest to jedna z tych książek, które wywołują we mnie skrajne emocje. Z jednej strony jestem wzburzona, zgorszona i przerażona tym, do czego mógłby posunąć się człowiek w swoim niewyobrażalnym okrucieństwie… Z drugiej, z chorą fascynacją śledziłam losy bohaterów, byłam niezwykle ciekawa jak dalej potoczy się fabuła i… kto lub kiedy zginie! Kreacja postaci jest na mistrzowskim poziomie, a każdemu z nich inne chore fantazje chodziły po głowie.
Zdecydowanie nie jest to powieść dla młodzieży, moim zdaniem dolna granica wieku to 16 lat i nie niżej. Nie jest to powieść dla osób wrażliwych, o słabych nerwach lub bardzo wyczulonych na krzywdę innych. Chociaż nie było tutaj nad wyraz brutalnych opisów - których szczerze mówiąc zabrakło mi, aby w całości zrozumieć wizję autora - to wyobraźnia może robić swoje.
I tak jak wspomniałam, zabrakło mi momentami dodatkowych, nieco bogatszych opisów masakr do których dopuszczali się bohaterowie. Tak jakby obraz malarza nie został w pełni dokończony i gdzieniegdzie przebijały białe plamy. Nie zawsze rozumiałam co autor chciał przedstawić, a może nie miał do końca pomysłu.
Drugą rzeczą, która mnie jako czytelniczkę osobiście zirytowała, to fakt, że głównie kobiety były przedstawiane jako te głupie, naiwne, bezmyślne istoty, które chętnie rozkładały nogi przed każdym i wszędzie, wykonując polecenia jak dobrze wytresowany szczeniaczek. Nie było ani jednej kobiecej postaci, która grzeszyłaby chociaż odrobiną rozumu. I nawet ramy czasowe, w jakich została osadzona fabuła nie mogą tego usprawiedliwić.
Jednak patrząc na całokształt, jestem pod ogromnym wrażeniem kunsztu literackiego autora. Pisząc najprostszym językiem jakim tylko się da, odzierając powieść z wszelkiego piękna, ukazał mroczną podroż w psychikę człowieka i pokazał, w jaki sposób rodzi się niewyobrażalne zło. Nie każdy wrócił z tej wyprawy w jednym kawałku.
A zakończenie? Przekonajcie się sami!