Powieść panny Gibbs jest krwawa, momentami wręcz odrażająca. Jeśli lubicie ostre książki o wampirach, w których nie brakuje seksu i krwi – to zapraszam do lektury. Czytelników o delikatniejszym wnętrzu ostrzegam, na pewno nie będzie miło i romantycznie.
Młoda dziewczyna, Violet Lee biegnie ciemną nocą na spotkanie z przyjaciółmi (co za nieodpowiedzialność!) Po drodze trafia w sam środek krwawej jatki urządzonej przez wampiry z księciem Kasparem na czele. Zamiast uciekać, patrzy zafascynowana i w dodatku komentuje. Wampiry nie są zadowolone z faktu posiadania świadka, porywają dziewczynę i robią z niej zakładniczkę, a w zasadzie ludzką zabaweczkę. Motywy ich postępowania nie są jednak jasne... Jeśli zechcecie przeczytać tę książkę, dowiecie się co nieco o wampirzych zwyczajach, istnieniu kilku wymiarów, pewnym tajemniczym zabójstwie i mrocznej przepowiedni.
"(...) zatopił kły w szyi Ilty i rozerwał ją na pół (...) Teraz potwór po potworze rzucili się na rozprute ciało. Ktoś rozerwał mu brzuch gołymi rękami, a reszta pochyliła się, by pić krew i wydobyć wnętrzności (...)"
Co dostałam w tej książce? Odgrzewane wampiry w ostrzejszej wersji, blade, pozbawione serca, czytające w myślach i wyposażone w kły. Kły, którymi zabijają dla hecy, nie tylko po to, by przeżyć. Są mordercami, do tego zadufanymi w sobie i pewnymi swojego uroku. Książę Kaspar – główny bohater, jest ucieleśnieniem wszystkich tych cech. Do tego nie szanuje niczego i nikogo, ma swoje powody, ale to i tak nie usprawiedliwia jego postępowania i nie sprawi, że popatrzycie na niego przychylniej. To pierwszy bohater, którego znienawidziłam od pierwszych stron i było tak do końca. Był przede wszystkim mordercą, a autorka na siłę chciała z niego zrobić, bo ja wiem? Namiętnego kochanka i ostrego władcę w jednym. Uzyskała zupełnie odwrotny efekt – fakt, że Violet była dla niego głównie przystawką, mięskiem na deser, był nie do zniesienia.Wulgarne i obdarte z czułości sceny erotyczne sprawiły, że niesmak zostanie mi na długo.
"(...) Ciesze się, że zostałaś Violet. Potrzebny mi ktoś, kogo mógłbym dręczyć. (...)"
Natomiast bohaterka jest po prostu głupia! Naiwna dziewczyna, która ze strachem ale i fascynacją patrzy na morderstwa, do tego nie korzysta z żadnych możliwości ucieczki. Mało tego, ona po prostu LUBI tortury i odczuwa z nich jakąś perwersyjną przyjemność. Krew nie robi na niej wrażenia, ale płacze z zupełnie absurdalnych powodów – bo na przykład król krzywo na nią popatrzył... Jej również nie da się lubić, chociażby za niezdecydowanie i niedojrzałość, do tego decyzje jakie podejmuje są niemoralne i co najmniej dziwne. I oczywiście jest doskonałym przykładem obrazujący syndrom sztokholmski, wielbi swojego oprawcę i ubóstwia jego "charakterystyczny uśmieszek".
Wyjątkowo dziwnie czytało mi się tę opowieść, fabuła był jakby niespójna, nierówna – miałam wrażenie, że brakuje mi kilku kartek tekstu. Wydarzenia następowały szybko, jedno po drugim. Do tego sposób narracji – z perspektywy Violet, Kaspara i tajemniczego Głosu powodował, że czasami gubiłam wątek i wracałam kilka stron wstecz (co jednak wcale mi nie pomagało). Do tego niesmaczne i wulgarne dialogi i wszechobecna krew powodowały, że miałam ochotę rzucić to „dzieło” i dać sobie spokój.
Podsumowując: dla mnie była to krwawa, niespójna opowieść o wampirach, w której krew leje się gęsto, a główna bohaterka, mimo że jest torturowana przez wampiry to i tak ich pragnie. To książka, która zawiera wulgarne i trudne do przełknięcia treści i ze względu na to poleciłabym ją odpornym czytelnikom, którzy do lektury podchodzą z odpowiednim dystansem. Jeśli chodzi o samą fabułę, nie jest źle, akcja jest wartka, choć dość przewidywalna. Humoru tutaj nie znajdziecie, za to sarkastyczną i wyszczekaną bohaterkę (niemniej jednak mocną tylko w gębie) tak. Dostaniecie też pełną niejasności, niedokończoną opowieść z rozgrzebanymi wątkami i nie, one się nie wyjaśnią. Po prostu autorka ich nie dopisała.
Do samego wydania nie mogę się przyczepić. Okładka jest brzydka, ale pasuje do treści, tekst nie zawiera błędów i literówek, a czcionka ułatwia czytanie. Tłumaczenia nie będę oceniać, ponieważ się na tym nie znam. Subiektywnie mogę tylko stwierdzić, że coś mi tam nie pasowało. Czasem miałam wrażenie, że brakuje kilku linijek, albo nawet stron tekstu – ale myślę, że po prostu taki był styl autorki. Biorąc pod uwagę objętość (560 stron) myślę, że książka była wypełniona akcją po brzegi, nie nudziłam się, ale beż żalu pożegnam bohaterów i nie będę tęsknić.