Treść została sprytnie podzielona na dwie części – Josha i Nastii – co pozwala widzieć ich oczami, czuć ich emocje. Bardzo ciekawy patent na dotarcie do głównych bohaterów. Tematyka nie jest łatwa, jest wręcz trudna i nie jednego może przyprawić o zgagę. To w tym tkwi sekret tej książki? Myślę, że nie. Ktoś mógłby pomyśleć, że jest to kolejna książka o nastolatkach, którzy są idealni a ich miłość jest inna, cudowna i zmieni ich świat – ot tak. A jak jeszcze do tego dołożyć dwóch facetów i jedną dziewczynę, to już w ogóle nasuwa się wniosek, że są to odgrzewane kotlety, bo przecież w prawie wszystkich książkach jest jakiś „trójkąt”. Jednak nie do końca. Czym jest przyjaźń? Czy istnieje między mężczyzną a kobietą, między chłopakiem a dziewczyną? To pytanie jest już tak rozgrzebane, że aż banalne. Ja myślę, że jednak istnieje taka przyjaźń. Tylko czym tak naprawdę jest przyjaźń? No właśnie, trzeba pomyśleć. Dlaczego nawiązuje do tego? Bo oprócz bólu w tej książce jest przyjaźń, jest w niej siła. Niewątpliwie książka zalicza się do tych dobrych, oparta jest na porządnej fabule, postacie są całkiem niezłe i kontrastują ze sobą, co nie nudzi. Napisana jest nieskomplikowanym językiem, ale z mocnym akcentem – bluzgi i mocne określenia dość często się pojawiają, co podkreśla charakter postaci i to w jakim kontekście są użyte. Myślę, że bez tych mocnych określeń (typowych dla zwykłej młodzieży?) nie było by klimatu. Jednak książka ma swoje wady. To co irytowało mnie najbardziej na początku to błędy w tekście- ale to jeszcze da się przełknąć. Irytowało mnie to powtarzanie, a raczej ciągłe próbowanie nakreślenie sytuacji Nasty i tego co się stało. To ciągłe zaczynanie od początku działało mi na nerwy, w przypadku Josha sprawa była jasna od początku i tak nie męczyła. Takie trzymanie czytelnika w niepewności i dawkowanie informacji na siłę bywa nużące, gdy trwa zbyt długo. Czy to znaczy, że mi się nie podobała? Nie, po prostu momentami miałam wrażenie, że dzieje się non stop to samo, chociaż i to miało swój uroczy klimat. Kulminacyjnym miejscem był garaż Josha i jego dom, w tym miejscu kumulowało się napięcie, emocje i aż czuć było zapach drewna. Ich relacja też była interesująca, wydawała się wręcz swobodna. Napięcie rosło i rosło, aż w końcu zaczęło się coś dziać, emocje wzięły górę i relacje między postaciami były jeszcze bardziej wciągające. Książka nie powaliła mnie od samego początku, jednak kilka końcowych rozdziałów zrekompensowały mi wszystko. Historia jest naprawdę trudna, ale ciekawa, pełna sprzeczności i emocji. Są w niej urocze perełki. Jest nadzieja, nie ma lukrowanej cukierkowatości. Jest życie. Jest trudna przyjaźń i jeszcze trudniejsza miłość. Są wybory i dawka nienawiści. Myślę, że warto przeczytać, posiedzieć w garażu pełnym trocin, i skupić się na moment na bohaterach. Zatopić się w psychice bohaterów, a jest na czym. Muszę przyznać, że jestem mile zaskoczona zakończeniem. Ta historia ma w sobie coś co wzrusza, wciąga i za razem boli. Morze smutku, pochłonięte przez morze spokoju.