Sasza Hady to pseudonim Aleksandry Motyki, młodej polskiej pisarki, która swoim lekkim piórem i niezwykłym poczuciem humoru mogłaby zawstydzić nie jednego literata ze sporym doświadczeniem. Skąd ta pewność w mojej ocenie? Jestem świeżo po lekturze „Morderstwa na mokradłach” – debiutu autorki. Właśnie przed chwilą wyczytałam też, że jest już na rynku kontynuacja przygód Alfreda Bendelina. I całe szczęście, bo już się martwiłam, że na tym koniec.
Ale powoli do rzeczy. Zacznijmy może od tego, że Alfred Bendelin w ogóle nie istnieje. Wyobraźcie sobie sytuację, w której Wasz przyjaciel-pisarz używa Waszego adresu, aby osadzić w Waszym domu głównego bohatera swojej powieści kryminalnej. To właśnie spotkało niewypowiedzianego pechowca Nicholasa Jonesa, któremu z tego powodu wielu ludzi nie chciało uwierzyć w prawdziwą tożsamość. Tym sposobem Nicholas zostaje zmuszony do przyjęcia „oferty nie do odrzucenia” – rozwiązania zagadki kryminalnej na malowniczej angielskiej prowincji. Helen Bradbury to kobieta z klasą, której po prostu się nie odmawia. I na nieszczęście Jonesa to właśnie ona pod wpływem bestsellera wtargnie do mieszkania z lektury w poszukiwaniu Bendelina i zleci nieszczęśnikowi rozwiązanie zagadki znalezienia odpowiedzi na pytanie kto stoi za martwą głową w spiżarni dystyngowanej zleceniodawczyni.
Jako, że Jones nie ma pojęcia jak się zabrać za spawę, wpada na pomysł powołania asystenta, który o morderstwach wie nieco więcej. Tym sposobem flegmatyczny Nicholas Jones, oraz jego przyjaciel-pisarz o nieodpartym uroku ruszają do Little Fenn, aby odnaleźć mordercę… A tam, jak na maleńkiej angielskiej prowincji, płynie sielskie życie. Wszyscy są przesympatyczni, przyjaźnie do siebie nastawieni. Każdy wie o drugim praktycznie wszystko i nikomu się w głowie nie mieści, żeby morderstwa dopuścił się sąsiad. Co poczną Nicholas i uroczy Rupert? Oczywiśnie doskonale odnajdą się na wsi, zasmakują specjałów wszystkich starszych pań z okolicy, odpoczną podziwiając prześliczne krajobrazy i zaprzyjaźnią się ze wszystkimi dziećmi biegającymi po wiejskich dróżkach. Tylko jak to się ma do prawdziwego celu ich podróży?
Tak jak pierwszą książką, przy której płakałam prawdziwymi łzami był „Harry Potter”, tak pierwszą powieścią, przy której bolał mnie brzuch od śmiechu było „Morderstwo na mokradłach”. Spodziewałam się po przychylnych recenzjach, że książka będzie dobra, lecz to co otrzymałam przeszło moje pozytywne oczekiwania. Autorka po prostu rzuca na kolana świetnym stylem, błyskotliwymi dialogami, zabawą z językiem i konwenansami. Świetnie odzwierciedla życie prowincjonalnej Anglii, jednocześnie szokując bohaterów, jak również odbiorców motywem homoseksualnym. O zakończeniu nawet nie wspomnę. Gwarantuję, że nie zorientujecie się co tak naprawdę stało się w LIttle Fenn aż do samego końca.
Reasumując, dostałam o 100% więcej, niż oczekiwałam. Myślę, że Saszę Hady już można nazwać jedną z lepszych pisarek w kraju. Nie mogę się doczekać kiedy dopadnę „Trupa z Nottingham”, w którym to Bendelin rozwiązuje kolejną zagadkę. Polecam „Morderstwo na mokradłach” nie tylko miłośnikom kryminału. Książka nie jest przesadnie straszna, więc mogą ją czytać dosłownie wszyscy, którzy mają ochotę nieźle się pośmiać.