Jako miłośnik serii z Montalbano, na ostatnio wydaną książkę Camilleri rzuciłem się jak pies na kość i pochłonąłem ją w ciągu jednego popołudnia.
Czasami się zastanawiam, dlaczego tak lubię historie o sycylijskim komisarzu, może dlatego, że są do pewnego stopnia powtarzalne, mamy zawsze te same postaci, po pierwsze głupkowaty Catarella (notabene mam wrażenie, że żaden tłumacz nie jest w stanie dobrze pokazać jego dziwacznego sposobu wysławiania się, ale może jest nieprzetłumaczalny...), ale też świetny ekspert komputerowy, akurat w tej książce bardzo pomaga Montalbano w śledztwie, więc ten go wyściskuje dwa razy, co dla Catarelli jest powodem do wielkiego wzruszenia. Mamy też Fazio, znakomitego glinę, który jakby czytał Montalbano w myślach i często wyprzedza jego idee, jest to dla komisarza źródłem wielkiej frustracji; jest chamski doktor Pasquano – świetny medyk sądowy; jest tę zwierzchnik Montalbano – kwestor Bonetti-Alderighi (nie wiadomo dlaczego w książce nazywany naczelnikiem), z którym nasz komisarz żyje jak pies z kotem. I wreszcie Livia, wieczna i odległa narzeczona, z którą komisarz stale się kłóci przez telefon. Wszyscy oni są jak starzy znajomi, których miło spotkać po dłuższej przerwie.
A sama sprawa? Zaczyna się dziwną kradzieżą utargu z supermarketu, a potem mamy tajemnicze samobójstwo kierownika tegoż supermarketu, które raczej wygląda na morderstwo, jest też zabójstwo strażnika nocnego, który pracował w pobliżu rzeczonego supermarketu. Montalbano nie znajduje sprawców obu morderstw, jest za to przekonany, że to dzieło mafii. Jest jeszcze morderstwo młodej dziewczyny, tu z kolei w sprawę zamieszani są znani politycy, więc zaraz znajduje się wygodny podejrzany, ale Montalbano węszy i dokopuje się prawdy. Z tym, że nie ma szans na skazanie winnego – jest zbyt wysoko postawiony, nasz komisarz staje się więc szantażystą, tylko w ten sposób, poza systemem sprawiedliwości, może ukarać sprawcę zbrodni.
Prezentuje w książce Camilleri głęboką niewiarę we włoski system sprawiedliwości: „„W ostatnich latach, być może wraz ze starzeniem się, coraz trudniej przychodziło mu powstrzymywać oburzenie i wynikający z niego bunt, kiedy patrzył, jakiego poparcia pewne kręgi polityczne, za pośrednictwem posłów i senatorów, udzielały mafii. A teraz zaczęto uchwalać różne przepisy, które z praworządnością nie miały nic wspólnego. Co to za kraj, w którym urzędujący minister może sobie pozwolić na wypowiedź, że z mafią trzeba jakoś współżyć? W którym senator, skazany w pierwszej instancji za kontakty z mafią, zostaje oczyszczony z zarzutów i wybrany ponownie do senatu?” Zatem nasz komisarz, niby samotny szeryf na Dzikim Zachodzie bierze sprawy w swoje ręce i wymierza sprawiedliwość w pojedynkę. W gruncie rzeczy bardzo to smutne...
Książka jest dobrze skonstruowana, czyta się ją dobrze, pewne mielizny fabuły jakoś nie rażą. No i jeszcze to jedzenie: „Przystawka z owoców morza (podwójna porcja), makaron z jeżowcami (półtorej porcji), solone barweny (sześć sporych ryb).” Chciałbym kiedyś tego spróbować tylko może nie w takiej ilości...
Nie muszę chyba dodawać, że dla miłośników Camilleri i komisarza Montalbano jest to lektura obowiązkowa.