John Glatt, jeden z najlepszych współczesnych autorów true crime, w swoich książkach przedstawia historie z życia wzięte. Reportaże jego autorstwa są rzetelne i bardzo szczegółowe, wzbudzających tym samym w czytelniku ogromne emocje. Osobiście nie przeszkadzają mi brutalne i mocne sceny, których, nawiasem mówiąc, w reportażach autora nie brakuje. Jednak, czytając książkę, która opowiada prawdziwą historię, nie sposób jest nie poczuć przerażenia, strachu, czy nawet uronić łzy.
Historia, którą Glatt przytacza w swojej najnowszej książce „Mój słodki aniołku” opowiada o Lacey Spears, matce, która z zimną krwią zabiła swojego pięcioletniego synka Gartnera.
Lacey Spears dla świata zewnętrznego była idealną matką, która regularnie publikowała w mediach społecznościowych, ich trudną sytuację i problemy zdrowotne Gartnera. Rzeczywistość jednak była inna – Lacey to podręcznikowy przykład osoby cierpiącej na zastępczy zespół Münchhausena. Niemal od pierwszych dni życia Gartnera, kobieta robiła wszystko by doprowadzić u niego do choroby wzbudzających tym samym ogromne współczucie wśród personelu szpitali, jak również osób, które śledziły jej media społecznościowe. Wszystko uległo zmianowi w styczniu 2015 roku, kiedy to media obiegła wstrząsająca wiadomość. Lacey została oskarżona o otrucie swojego pięcioletniego synka wysokim stężeniem soli, którą podała poprzez sondę żołądkową.
„Popełniła ostateczną zdradę, jaką może popełnić matka. Miała go kochać, wychowywać, opiekować się nim i go chronić. Zamiast tego zrobiła coś zupełnie przeciwnego: zabiła go.”.
To, o czym przeczytałam w książce, nigdy nie powinno mieć miejsca. Przyznaję, że do tej pory nie znałam tej historii i dzisiaj będą po lekturze reportażu Johna Glatta zrobiłabym wszystko, by wymazać z pamięci tę historię i dalej żyć w niewiedzy, że gdzieś tam za oceanem jest kobieta, która bez żadnych skrupułów pozbawiła życia swoje dziecko. Niestety, nie da się. Ta historia już na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
„Pod wieloma względami zbrodnia ta była niewyobrażalna w swoim okrucieństwie, a działania oskarżonej – godne pogardy. Nawet w szpitalu nie okazała ona litości swojej ofierze, którą był jej własny syn. Mały Garnett został okradziony z szansy na normalne dorastanie i szczęśliwe dzieciństwo, bo jego matką kierowała potrzeba zwrócenia na siebie uwagi”, czytał w uzasadnieniu wyroku sędzia rozpatrujący sprawę.
„Mój słodki aniołku” to przerażająca historia, która nie tyle wzrusza i wyciska łzy, ona szokuje i wstrząsa czytelnikiem. Autor bardzo szczegółowo przedstawia wszystkie wydarzenia, nie koloryzuje. Widać, że Glatt poświęcił wiele czasu, zrobił dokładny reaserach, by historia, którą nam przedstawia, była rzetelna. W książce zawarte zostały również, zapisy z prowadzonego przez policję śledztwa oraz przesłuchań świadków, bardzo szczegółowo opisany został również cały przewód sądowy. W tej całej historii najbardziej przeraża fakt, że nikt z bliskich, czy nawet dalszych znajomych Lacey nie zauważył, że z tą kobietą dzieje się coś dziwnego, a w jej domu rozgrywa się niewyobrażalna tragedia.
„Mój słodki aniołku” to wstrząsająca historia, która pozostanie w mojej pamięci już na zawsze. To jedna z tych historii, której nie da się przeczytać na raz, bo okrucieństwo, jakiego doświadczył Garrnet, jest niewyobrażalne. Wiem, że nie każdy będzie w stanie przeczytać tę książkę i poznać historię pięcioletniego chłopca, którego wszyscy uważali za cudowne, zawsze uśmiechnięte i otwarte na przyjaźń dziecko, gdyż jest to mocna lektura, ale mimo wszystko zachęcam, ze względu na to, byśmy szerzej otworzyli oczy i nie wierzyli we wszystko to, co widzimy w mediach społecznościowych.