Glow up, to książka, która co jakiś czas wpadała mi w oczy na instagramie i początkowo po cichutku, z czasem coraz głośniej wołała do mnie i kusiła okładką oraz tematem romansu z remontem bytomskiej kamienicy w tle. Pomyślałam, że to może być coś nowego i ciekawego, taki powiew świeżości.
Kiedy zobaczyłam, że książkę można otrzymać w Klubie Recenzenta portalu nakanapie.pl, skusiłam się. Bardzo dziękuję za umożliwienie mi przeczytania tej książki.
Było to moje pierwsze spotkanie z autorką, aczkolwiek, gdzieś obijały mi się o uszy (a w sumie, o oczy), opinie poprzedniej jej książki. Nie nastawiałam się na nic super, raczej na lekki i przyjemny romans.
Jeszcze przed rozpoczęciem historii, otrzymujemy wyjaśnienie pojęcia, tytułowego "Glow up", co dla mnie było dużym plusem. Muszę wspomnieć również o tym, że książka jest bardzo ładnie wydana, dzieli się na kilka części, w których narracja prowadzona jest z perspektywy na przemian Mariki lub Aleksandra, a początek każdej części ozdobiony jest ilustracją.
Marika wychowywana przez ciotkę z piekła rodem, okropną manipulantkę, która uwielbiała grać na emocjach dziewczyny, w końcu postanowiła od niej odejść. Flipping, którym zajmować chciała się nasza główna bohaterka, to coś, z czym nie miałam jeszcze okazji spotkać się w literaturze, co bardzo mnie ucieszyło.
Aleksander, młody brygadzista, oprócz remontami, lubił zajmować się mieszkającymi w tych domach kobietami, bez różnicy czy były one mężatkami czy też nie... Kobiety chętnie zapraszały go do łóżka, a on nie miał problemu, żeby z tego korzystać. Aleks zdecydowanie nie był kimś, kogo od początku polubiłam.
Pierwsze spotkanie Mariki i Aleksa nie należało do zbyt udanych, ani przyjaznych. Szczerze mówiąc, zachowanie Mariki sprawiło, że z niedowierzaniem kręciłam głową. Tym co ich łączyło, była miłość do starych budowli. Tylko czy to wystarczająco dużo, żeby przestać skakać sobie do gardeł?
Marika uważała Aleksa za bezczelnego, ale według mnie najczęściej w ogóle nie miała ku temu powodu, irytowało mnie jej zachowanie i nastawienie. Robiła z igły widły.
Niestety, kiedy nie polubimy bohaterów czytanej książki, najczęściej mamy problem. Irytacja się pogłębia, przyjemność z lektury spada.
W ogóle nie czułam też tej rzekomej chemii między nimi, żadnego przyciągania. Null. Zero. A kiedy niby jest coś czego zupełnie nie czuć, no nie jest to zbyt dobre.
Nie kupiłam tego, jak nagle w mieszkaniu Aleksa, Marika zachowuje się jak inna osoba. Aleksander widział ją prawdziwą, to co skrzętnie próbowała ukrywać, ale ja jakoś tego też nie kupuję, całej tej ich relacji. Sporo tu brakuje.
Marika strasznie mnie irytowała, ona może, ale ty nie. Taka drzazga w oku mężczyzny, bo belka w jej własnym chyba wszystko przysłoniła.
Sam pomysł na historię był dobry, ten motyw starych kamienic, remontu, którego naprawdę byliśmy świadkami, nie było to nic nieznaczące tło. Demony obojga bohaterów, toksyczna ciotka. Niestety moim zdaniem zostało to zbyt słabo rozwinięte. Mogło być dużo lepiej, jest, w moim odczuciu, przeciętnie, a szkoda. Nie będę ani polecać, ani odradzać ;)