Ponownie spotykamy się z Bzdetem, Olą Sambierską oraz samym Kapłanem Wiedzy, a właściwie nawet dwoma, bowiem Krzysztofowi Lorentowi towarzyszy była zabójczyni, Yasuko. Poznajemy również nowych bohaterów, pierwszo i dalszoplanowych. Niektórzy są całkiem sympatyczni, inni zabawni, kolejni po prostu są tylko po to, żeby coś się działo. Wspomniany w opisie tajemniczy młodzieniec tak nie do końca jest człowiekiem, chociaż bardzo go przypomina i zewnętrznie wygląda jak my. Ale spokojnie… kosmitą przybyłym z innej galaktyki też nie jest, chociaż sama nie wiem… ale podoba mi się sposób w jaki autor wymyślił pochodzenie chłopaka.
I jak tak sobie rozmyślam o tym obcym przybyszu to doszłam do wniosku, że bardzo dobrze jest wykreowany. Gdy już oswaja się z sytuacją, wychodzi z niego typowy nastolatek, chcący trochę zaszpanować, trochę się poprzekomarzać. Ciekawiła mnie ta postać i to dokąd zaprowadzi ekipę oraz jaki był cel jego pojawienia się w naszej rzeczywistości, dlaczego trafił właśnie do Bzdetów i skąd wiedział o Kapłanie. Nie uzyskałam odpowiedzi na wszystkie pytania. Wiadomo, pojawiły się również nowe, na które odpowiedzi przyjdą wraz z trzecim tomem.
Całkiem śmieszną postacią okazał się przyjaciel Bzdeta, niejaki Dybcio. Usłyszawszy pierwszy raz jego imię, poznawszy jego profesję i rzuciwszy okiem kto zacz, pomyślałam: o nie, kolejny dziwak. Ale w sumie bardzo sympatycznie zakręcony i często zabawny.
*
Fabularnie dużo się działo, akcję napędzały bijatyki, ucieczki, sekrety i poczucie zagrożenia. Czytając odbywamy wędrówkę do Ameryki Południowej, a pod koniec w jeszcze dziksze i niezbadane ostępy. Trochę czytanie o podróży bohaterów mi się nudziło. Niby coś się działo, ale większą część, mam wrażenie stanowiły, zapychacze niewiele wnoszące cokolwiek do fabuły i tylko prześlizgiwałam się wzrokiem, wyczekując ciekawszych fragmentów.
Pod względem językowym i stylistycznym bardzo dobrze napisany. Także i tu nie brak humoru oraz pewnej swobody wypowiedzi poszczególnych postaci. Każda postać jest inna, charakterna i charakterystyczna, ma swoje maniery językowe i jak to w mowie potocznej używają potocznego języka. Da się jednak zauważyć, że postacie posiadają również sporą wiedzę i znają się na tym o czym mówią, a przy tym jako czytelnik nie mający na co dzień do czynienia ze sprawami, o których się rozprawia nie odnosiłam wrażenia, że nie rozumiem o co chodzi.
Pod koniec zrobiło się dość dziwnie i mocno science-fiction, ale że lubię takie powieści absolutnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, ciekawi mnie ciąg dalszy.
*
Od samego początku ciekawił mnie tytuł. Oczywiście jego znaczenie zostaje wyjaśnione. U mnie wywołało takie: ahaaaa, to ma sens. Lecz na ile prawdziwe jest to wyjaśnienie nie mam bladego pojęcia. Krzysztof Kotowski w rewelacyjny sposób miesza fakty z fikcją, że nie trudno zwykłemu czytelnikowi jak ja to poprawnie zweryfikować. Chociaż tak prawdę mówiąc, po co to robić? Lektura sprawiła mi mnóstwo frajdy, zabrała w zupełnie inne miejsca i światy, niż zwykle bywam i o to chodzi w czytaniu. O przyjemność. Czego i Wam serdecznie życzę.
Jeżeli podobał się Wam „Kapłan” i chcecie więcej akcji z jego udziałem, mało Wam było ekscentrycznego punka i jego partnerki i nie stronicie od fabuły rodem z filmów sci-fi polecam „Modlitwę do Boga Złego”.