Wydawnictwo Znak ma to do siebie, że byle czego nie wydaje. Szczęściarzem można nazwać tego, kto nawiązał z nimi współpracę. A debiutu w Znaku, to już w ogóle tylko pogratulować! Książka "Krzycz, jeśli żyjesz" jest zatem obietnicą rozrywki na wysokim poziomie, a dodatkowym smaczkiem niech będzie sam autor, który na co dzień jest prokuratorem.
Kryminał i thriller. Mocny, wulgarny, pełen grozy, narkotyków i tropów, które teoretycznie powinny się ze sobą łączyć, a w rzeczywistości tylko wywodzą na manowce. Cyryl Sone umiejętnie przejmuje władzę nad myślami czytelnika, ukierunkowując je zgodnie z własnym upodobaniem, zupełnie jak Julia, jedna z bohaterek jego powieści.
Znajdziemy tu wiele postaci, co, muszę przyznać, przysparzało mi niekedy trudności ze skojarzeniem kto jest kim i jakie są między nimi powiązania. Z czasem oczywiście było już dużo łatwiej. Narracja prowadzona jest w dwóch naprzemiennych liniach czasowych: miesiącach wakacyjnych oraz jesienno-zimowych.
Jak już wspomniałam, język jest bardzo wulgarny, a do tego przesiąknięty slangiem młodzieżowym, dlatego jeśli ktoś nie wie czym jest "smerf", "orgietka", "pewka" albo "śpiulkolot" to albo będzie się musiał pofatygować do słownika, albo domyślić z kontekstu. W tekście nie brakuje również zapożyczeń z języka angielskiego i odniesień do sztuki, literatury, religii czy popkultury. W tym miejscu pojawił mi się mały zgrzyt, ponieważ z jednej strony język, jakim posługują się bohaterowie, jest wyjątkowo "dzisiejszy", natomiast z drugiej strony te dygresje często nawiązują do lat dziewięćdziesiątych i dalej (np. cytat z reklamy karmelków Werther's Orginal). Stąd dysonans: które pokolenie jest targetem autora?
Na plus zasługują wszelkie smaczki z pracy prokuratorskiej oraz prawa karnego, przekazywane przecież z pierwszej ręki. Jeżeli zaś chodzi o samą fabułę, to jest ona na tyle skomplikowana, że zadowoli nawet wybrednych fanów gatunku. Niesamowicie irytowało mnie postępowanie Gustawa, i czasami zastanawiałam się kto tu jest głównym bohaterem: on czy Konrad Kroon? Myślę, że gdański prokurator został zdominowany przez tego praktykanta, domorosłego detektywa. Nie jestem przekonana czy w podobnej sytuacji wykształceni ludzie, jakimi niewątpliwie są Kroon i adwokat Radke, daliby się tak łatwo zmanipulować studentowi, który nie dysponuje niczym poza domysłami.
Jestem ciekawa dalszych poczynań prokuratora Kroona i z chęcią sięgnę po kolejne tomy serii (a są one w planach). Życzę również autorowi wielu pomysłów (choć z tym pewnie nie będzie problemu, biorąc pod uwagę wykonywany zawód) i lekkości pióra (czy raczej: klawiatury). Chciałabym tylko, aby w kolejnych książkach Kroon nie dawał tak sobie włazić na głowę i może pokazał trochę pazura.