“Strzępy” to obleczona w (fikcyjną?) fabułę autobiografia autora innej, dosyć popularnej i bardzo kontrowersyjnej książki - “American Psycho”, która w 2000 roku doczekała się ekranizacji z Christianem Balem w roli głównej. Ta wcześniejsza, już aktualnie trzydziestoletnia, powieść Breta Eastona Ellisa, to historia opowiedziana oczami seryjnego mordercy kobiet - socjopatycznego psychopaty, Patricka Batemana. Przedstawiona w charakterystycznym dla Ellisa wyrachowanym tonie i oziębłej precyzji chorego umysłu, przez pewien czas była “zakazana” i bojkotowana przez wiele osób, zwłaszcza kobiet.
Film obejrzałam wiele lat temu gdzieś do połowy, a książka czeka od wielu miesięcy na regale na swój czas. Dlatego kiedy tylko zobaczyłam, że Wydawnictwo Znak Horyzont wydaje inną książkę tego autora, uznałam, że może to ten moment aby rozpocząć przygodę z piórem Ellisa. Właśnie dzięki popularności tamtej (dla mnie jednak zbyt mocnej) publikacji, w ogóle postanowiłam sięgnęłam po “Strzępy”, chyba nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co mnie czeka. Być może liczyłam na coś lżejszego, bo z pewnością nie na to, czym w rezultacie ta powieść jest.
Ellis w “Strzępach” przenosi Czytelników do Los Angeles pierwszej połowy lat 80 poprzedniego stulecia. Towarzyszymy grupce dorastających dzieciaków w ich codzienności. Nie jest to byle jaka rzeczywistość, bo oni wszyscy pochodzą z bogatych rodzin i uczęszczają do prywatnej, elitarnej szkoły. Nosić mundurek Buckley’a to zaraz obok ciuchów Calvina Kleina i Ralpha Laurena jeden z największych szpanów. Młodzi ludzie spędzają czas na imprezach i obnoszeniu się ze swoją niezwykłością. Jednak jak się okazuje, nie wszystko jest tak złociste i bezproblemowe jak myślą. W mieście dochodzi do dziwnych włamań, zniknięć i rezultacie seryjnych morderstw. Wydaje się, że tylko Bret, początkujący pisarz i jednocześnie główna postać, zauważa niebezpieczeństwo. Jak skończy się ta jesień i o czym bohaterowie nigdy nie zapomną?
Przed decyzją o lekturze tej książki, warto mieć na uwadze, że liczy ona ponad 700 stron, dosyć sporego formatu - nieco mniejszy od tradycyjnego A4. Mnie grubość nie odstrasza, choć dobrze jeśli powieść mocno wciąga. Gdy się dłuży, jak niestety w przypadku “Strzępów”, można poczuć znużenie. Mam z oceną tej książki dosyć twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony chętnie oceniłabym ją pozytywnie, bo Ellis pisze bardzo dobrze, a z drugiej trudno mi tę ocenę jednoznacznie zawyrokować. Nie będę ukrywać, że książka mnie zmęczyła.
Są takie opowieści, których i 1000 stron czyta się z wypiekami na twarzy i są takie, przez które i 200 wydaje się nie mieć końca. Ze “Strzępami” aż tak tragicznie nie było, ale uważam, że mogła być o połowę opisów i dywagacji krótsza. Zdaję sobie sprawę z tego, że okres dorastania jest tematem rzeką i popycha do popełniania wielu dygresji, ale łatwo o zamazanie się granicy zaciekawienia i nudy, jeśli jest to autobiografia, nawet uzupełniona o fikcję. Autor niezwykle szeroko opisywał w niej swoje młodzieńcze doświadczenia seksualne (zarówno z kobietami jak i mężczyznami), lęki i bolączki dorastania. W to został wpleciony motyw morderstw młodych ludzi. Rozumiem zamysł powolnego budowania napięcia, ale dla mnie było to zbyt wolne i naprawdę nie tego oczekiwałam. Licząc na ciekawy kryminał nieco się zawiodłam, choć ciekawie było poznać styl Ellisa.