Sekty w jakiś sposób zawsze intrygowały społeczeństwo; i choć było ono od zawsze ostrzegane przez ufaniem specyficznym stowarzyszeniom, to mimo to owe ugrupowania i tak znajdowały popleczników. Celowały w osoby słabsze psychicznie, szukające wsparcia, gdy nie mogły dostać go od bliskich. Często do sekt trafiały osoby samotne, podatne na manipulacje, ufne. W końcu wierzyły, że przywódca poprowadzi ich prostą ścieżką ku szczęściu.
Sekta NXIVM, prowadzona przez Keitha Raniere'a skupiała się na ambicjach ludzi- obiecywali samorozwój i nieustające wsparcie. Kuszone wizją przyszłych sukcesów osoby wierzyły we wszystkie zapewnienia charyzmatycznego lidera grupy, mimo że ich codziennością nie były tylko przeróżne szkolenia, lecz również przemoc wszelkiego rodzaju, głodzenie i wymyślne kary.
Wejdźcie na chwilę do świata Keitha Reiner'a. Tylko uważajcie.
Jak już wspomniałam na wstępie, sekty zawsze nas intrygują; często nie możemy uwierzyć, jak łatwo lider grupy przyciąga do siebie inteligentne osoby, które dają sobą manipulować na wszystkich polach. Dlatego tak zaciekawiła mnie sekta NXIVM, o której -przyznam szczerze- nigdy wcześniej nie słyszałam. Ta podróż w głąb ugrupowania wydawała się bardzo ciekawa.
Keith Raniere skupiał wokół siebie ludzi ambitnych, dążących do sukcesu. Wierzący w każde jego słowo członkowie sekty widzieli przed sobą inteligentnego, pełnego charyzmy człowieka i chcieli być jak on. Lecz ścieżka ku temu nie była usłana różami- całodniowe szkolenia, które prowadziły do uzyskania stopnia wyżej, dzięki czemu niektórzy mogli potem je prowadzić. Bez żadnego wynagrodzenia oczywiście, ale wyznawcom nieszczególnie to przeszkadzało- skoro taki był wymóg, widocznie tak musi być. Rychły sukces tylko czeka na zdobycie. Ci, którzy się buntowali narażeni byli na różnego rodzaju kary- od wielomiesięcznego zamknięcia bez kontaktu z drugim człowiekiem po głodówkę. Do tego dochodził także fakt, iż wiele kobiet zmuszanych było do stosunków seksualnych z Raniere'm. Większość traktowała to jednak jako wyróżnienie, nie przymus. Odejście nie było łatwe- buntownicy narażali się na gniew lidera, obiecującego ich zniszczenie. Przez lata istnienia sekty mężczyzna uzyskał wiele wpływowych kontaktów na każdym polu, a jego ludzie zatruwali życie tych, którzy pragnęli innego życia, co typowe zresztą dla sekty.
Czytając o takich zjawiskach zawsze zastanawiam się nad umiejętnościami manipulatorskimi przywódcy danego ugrupowania. Umiejętnościami tak silnymi, że ogromny tłum ludzi idzie za nim ślepo, nie patrząc na to, jak wiele musi poświęcić. To prawdziwy -choć zły- talent do wmawiania ludziom, że mogą osiągnąć to, czego pragną. Jeżeli tylko poświęcą się całkowicie...
Czasami nie mogę uwierzyć, że inteligentni ludzie wierzą w te wszystkie kłamstwa. Z drugiej strony chyba po prostu tak bardzo pragną niektórych rzeczy (sława, sukces), że droga przez sektę wydaje im się jedynym rozwiązaniem. Ogromną rolę odgrywa tu również nierzadko własna niska samoocena, brak odpowiednich umiejętności. Sekta obiecuje pomoc w zmienianiu samego siebie na lepsze, zaś jej członkowie wspierają swoich "braci", obdarowując ich wsparciem w każdej dziedzinie. Niezwykle zawikłana gra psychologiczna, tyle powiem.
Nie nazywaj tego kultem to tym straszniejsza lektura, że opowiadająca o prawdziwych wydarzeniach. I choć nie mieści się to w głowie, to faktem jest, iż na całym świecie wciąż funkcjonuje wiele sekt, o których być może jeszcze nie słyszeliśmy, a których działanie opiera się na podobnych motywach. Strzeżcie się.
Książkę znajdziecie u wydawnictwa Mova :)