Kolejne spotkanie z prozą Leopolda Tyrmanda i kolejny zachwyt. I wciąż zastanawiam się, jak mogłam żyć tyle lat w nieświadomości? Co jakiś czas jego nazwisko przeskakiwało mi przed oczami, ale nie na tyle, żeby przykuć moją uwagę, żebym łaskawie zechciała zaszczycić go spojrzeniem. Aż nagle, trochę przypadkiem dotknęłam jego talentu. Od tamtej pory ustawiam go w szeregu z najwybitniejszymi i najważniejszymi dla mnie autorami. „Filip” to trzecie jego dzieło, z jakim dane mi było obcować.
Akcja powieści rozgrywa się w czasie II wojny światowej, jednak wszyscy, którzy spodziewają się wstrząsających opisów i tragicznych przeżyć będą rozczarowani. Tytułowy Filip – główny bohater i narrator powieści, pracuje jako kelner w „Park-Hotelu”. Dwudziestotrzyletni bohater uciekł z Polski do Niemiec i osiadł we Frankfurcie n. Menem. W końcu najciemniej jest pod latarnią. Legitymuje się fałszywym paszportem i twierdzi, że jest Francuzem urodzonym w Warszawie. Pracownicy hotelu to zbieranina młodych ludzi z różnych europejskich krajów okupowanych przez hitlerowców. Filip i jego koledzy mają się w hotelu jak u Pana Boga za piecem. Mają jedzenia pod dostatkiem, własne, wygodne pokoje, zarabiają całkiem przyzwoicie. Słowem wiedzie się im lepiej niż rodowitej społeczności niemieckiej. Do aktów heroizmu zaliczają młodzieńcy siarczyste plucie do kawy pracodawcy, a ich walka z nazistami ogranicza się do kantowania gości restauracji na kartkach żywnościowych. I choć panowie gardzą i szczerze nienawidzą Niemców, nie przeszkadza im to w umawianiu się z młodymi i ładnymi Niemkami.
Filip to postać skomplikowana. Łączy w sobie cechy bohatera komicznego i tragicznego. Z jednej strony wypiera się polskości i twierdzi, że jest Europejczykiem, a z drugiej to jego prawdziwe pochodzenie cały czas daje o sobie znać, kłuje, uwiera, ale także jest powodem do dumy. Z retrospekcji dowiadujemy się o wcześniejszych losach chłopaka i okolicznościach w jakich trafił do hotelu. Bohater wygłasza peany na temat wiernej, wiecznej i idealnej miłości. Niewiasta, którą pokocha powinna mieć dobre i czyste serce, oszałamiającą aparycję i oczywiście być dziewicą. Bo tak się niestety stało, że wszędzie wokół, poza wojną, panuje okropna rozwiązłość. Dziewczęta, delikatnie mówiąc, puszczają się na prawo i lewo. Młodzieńcy z jednej strony są oburzeni, a z drugiej z uciechą korzystają z wdzięków koleżanek. Większość z nich chyba nie wierzy w miłość. To Filip chciałby spotkać tę jedyną. Pewnego dnia poznaje Hellę – śliczną, młodziutką, niewinną Niemkę. Dziewczyna fascynuje go od samego początku, jest wcieleniem wszelkich marzeń i pragnień bohatera. Problem w tym, że jest córką narodu, którym Filip gardzi i ma narzeczonego w Luftwaffe. Czy taki związek ma szanse na przetrwanie? Jak potoczą się dalsze losy Filipa? Tego musicie dowiedzieć się sami!
Cechą charakterystyczną Tyrmanda jest fakt, że nie opowiada on do końca zmyślonych historii. W swojej prozie zawiera wiele wątków autobiograficznych, przemyca własne przemyślenia i przeżycia. Dlatego też tytułowego Filipa można bez problemu utożsamić z autorem. Jak zwykle pisarz posługuje się przepiękną polszczyzną. Zachwyca błyskotliwymi dialogami i ostrym jak brzytwa humorem. Nawet mało wnikliwy czytelnik zauważy, że „Filip” to powieść napisana ku chwale młodości. Młodości z jej szczeniackimi wybrykami, radościami dnia codziennego, naiwnymi marzeniami, które nie mają szans na spełnienie. Bo „jakże klawo jest być młodym, nikim, niczym, żadnym, trzymać z kelnerami i posługaczkami, z windziarzami, stenotypistkami, woźnymi, sprzątaczkami, konduktorami, manikiurzystkami i szoferami. Jak fajnie jest być z nimi na ty, słuchać ich wymyślań i marzeń, jeść byle co i cieszyć się małą zdobyczą: nową, głupią, źle ubraną dziewczyną, trafioną na lewo kolacją, paru kieliszkami wódki, na które udało się kogoś uderzyć, biletem na mecz za darmo, papierosami, którymi częstują możni tego świata, ci którzy mogą sobie pozwolić na częstowanie”. To, że najlepsze lata życia bohaterów przypadły na czas wojny i spustoszenia nie jest przecież ich winą. Czy dlatego mają rezygnować ze wszystkiego? Oddawać życie za politykę i ideały, w które nawet nie wierzą? Tak, Tyrmand napisał powieść obrazoburczą, szokującą i zaskakującą. Powieść, która kiedyś była nie do przyjęcia. A dziś?
Szczerze polecam!