Na początek o mitologii… każdy z nas zna przynajmniej parę, jak nie wszystkie podania jakie się ukazały, głównie ze względu na szkołę, w której były lekturą obowiązkową. Pełne niesamowitych bohaterów, stworzeń i bóstw stanowiły potężną pożywkę dla młodej wyobraźni. Był tylko jeden wakat – dziwne, przedpotopowe, nudne słownictwo, brak życia i uczuć w przedstawianych postaciach oraz mało obrazowe opisy tła ich przygód – czy to przyrody, czy budynków, czy siedzib bogów – jak na przykład Hades czy Olimp.
Gdy ktoś potrafi tchnąć dusze w historię Heraklesa, Penelopy, Pandory, Perseusza czy przedstawianego teraz Tezeusza, nie możemy oderwać się od czytania czy słuchania. Wystarczy dodać barwne opisy toczonych bitew, fascynującej architektury, pomaglować trochę w sercu bohatera, nadać mu bardziej człowiecze cechy i mamy hit – dlatego tak bardzo żałuję, że wyginął tak bardzo przeze mnie cenieni bardowie, czarodzieje słów, którzy opowiadali swoje powieści w niemal magiczny sposób, prawie unaoczniając opowiadane historie słuchaczom – możemy to dostrzec w „Król musi umrzeć”.
Kto mógłby tego dokonać w słowie pisanym? Któż podejmie się wyzwania?
Nie kto inny jak Mary Renault. Właściwie Eillen Mary Challans, angielska pisarka, uczennica samego Tolkiena, znana z opowieści, które osadza w Starożytnej Grecji.
W notce od wydawcy czytamy, że tak jak nauczyciel dba o szczegóły, doprowadzając każde zdanie do perfekcji. Moim zdaniem trochę za bardzo przesadza. Przez większą cześć lektury czytelnik przysypia, a wzrok plącze mu się po stronicach, sprawiając, że gubi wątek i wraca do początku akapitu, który właśnie miał kończyć.
W „Król musi umrzeć” dostrzegłam również niepotrzebne dialogi, sztuczność wyrazu i dziwnie nie pasujące do całości, zbyt nowoczesne słowa, które psuły mi radość czytania.
Uczynienie z Tezeusza narratora też nie wydaje mi się strzałem w dziesiątkę – powątpiewam, czy główny bohater skupiony na ćwiczeniu zapasów, skoków w dal czy innych modnych w tedy dyscyplinach, skupiał się na otaczających go widokach. Jest to również błędem, gdyż narrator cały czas tłumaczy swoje postępowanie, zbyt dogłębnie zacieśnia się w swoim ja. Ciekawym zabiegiem jest zmiana postury bohatera - zawsze przedstawiany jako wysoki, umięśniony młodzian, w prezentowanej lekturze jest ukazany jako jeden z najniższych, o mikrej posturze, za to wyposażony w inteligencję, dzięki której zawsze wychodził z opresji. Oczywiście dlaczego doszło do takiej zmiany, autorka dokładnie nam wyjaśnia.
W książce bardzo podobały mi się opisy obrzędów i objaśnień skąd się wzięły – dlaczego zabija się Konia Króla, z jakiego powodu jedna kobieta jest kapłanką inna zaś nie, za co gniewają się bogowie i jak wpływają na ludzkie losy? Renault w wyśmienity sposób ukazuje nam to wszystko używając pięknego, plastycznego języka.
Oczywiście to na co najbardziej czeka czytelnik to walka z Minotaurem. Zazwyczaj przedstawiana w ten sposób, że młodzieniec przybywa na wyspę, dostaje nić i leci na poszukiwanie potwora, szybko zakańczając jego marny żywot. Autorka poszerza ten schemat o wiele nieznanych faktów, na które nieliczni zwróciliby uwagę. Pokazuje nam wyspę, jej zwyczaje, odmienność od innych odwiedzanych przez Tezeusza miejsc. Dla przykładu bohatera dziwiło, że wszystkie kobiety na Krecie potrafiły pisać. W jego kręgach nie było to rozpowszechnione.
Na co jeszcze warto zwrócić uwagę?
Mądrość dziadka młodzieńca. Człowiek ten razem z Ajgeuszem potrafił obmyślić bardzo przebiegły plan, który uczynił z Tezeusza bół-boga. W micie jest to trochę inaczej podane, ale autorka w mistrzowski sposób wybrnęła z kłopotu i uczyniła z tego wątku bardzo interesujący kąsek.
Pomysł, plan tego jak opisać dzieje Tezeusza jest naprawdę dobry. Jedyne co mnie razi to język – słyszałam, że tłumacze mięli go uczynić bardziej współczesnym. To błąd. Jeśli już mają być starodawne określenia to niech będą wyłącznie one – podkreślą tylko klimat powieści. Taki Misz – masz, trochę tego i tamtego wygląda fatalnie.
Pod względem opisu historii, przywrócenia do życia mitycznych miast, bogów i bohaterów jest naprawdę bardzo dobra.
Z racji tego, iż lekko przy „Król musi umrzeć” przysypiałam i nie dostałam tego, czego oczekiwałam – autorce naprawdę wiele do mistrza pióra brakuje – nie oceniłabym jej najwyższymi notami. Jednak zważając na to, iż jest to powieść sprzed półwiecza i niektórzy na siłę próbowali ją dopasować do dzisiejszych czasów, za co pani Renault winić nie można, zgodnie z moim systemem oceniania daję jej mocne cztery na siedem przyznawanych punktów.