Książka jest zbiorem esejów na temat najważniejszych idei w matematyce, fizyce i filozofii, które powstały w ostatnim stuleciu, a czasami trochę wcześniej. Rzecz jest nierówna, obok rzeczy ciekawych, a nawet fascynujących, jest też sporo słabości.
Zacznę od mocnych stron książki. Bardzo ciekawe są rozważania na temat filozofii matematyki, gdzie ścierają się różne podejścia. I tak, `platoniści' wierzą, że: „struktury matematyczne należą do „rzeczywistych obiektów”; są tak samo realne jak wszystko inne w świecie fizycznym lub umysłowym. Co więcej, nie są wytworem ludzkiej myśli; zamiast tego istnieją ponadczasowo, we własnej sferze platońskiej, czekając na odkrycie przez matematyków.” Są też `formaliści' postrzegający matematykę jako grę prowadzoną za pomocą symboli formalnych. Wreszcie `intuicjoniści' sądzą, że liczby i inne matematyczne obiekty są konstrukcjami zależnymi od ludzkiego umysłu. Oczywiście nie sposób stwierdzić, kto w tym sporze ma rację.
Ciekawie pisze autor o XX-wiecznych teoriach matematycznych: fraktalach, teorii kategorii i innych. Fascynujące są krótkie biografie gigantów naukowych XX wieku: Alana Turinga, Johna von Neumanna, Alexandra Grothendiecka i paru innych. Jest też w książce sporo ciekawych anegdotek, na przykład nie wiedziałem, że Einstein nigdy nie zaakceptował mechaniki kwantowej. Na końcu książki mamy kilka inspirujących esejów filozoficznych.
Jak wspomniałem, książka ma też liczne słabości: wykład jest raczej chaotyczny, a problemy matematyczne opisano tak, że nie sposób ich zrozumieć. Na pewno wadą jest brak wzorów i obrazków, na przykład w rozdziale o Benoîtcie Mandelbrocie, odkrywcy fraktali aż się prosi o jakiś obrazek fraktala. Bardzo brakuje ilustracji w rozdziale o problemie czterech barw, nie wiem, po co włączonym do książki, bo sam problem to żadna ciekawa idea. A jeśli chodzi o wzory matematyczne, to Holt ich świadomie unika, bo książka w zamierzeniu ma być popularna, ale niestety zamiast ścisłych teorii dostajemy raczej poetyckie opowieści. Uważam, że pisanie o matematyce czy fizyce bez wzorów i wykresów to jak pisanie o malarstwie bez pokazywania obrazów, narracja siłą rzeczy jest jałowa i straszliwie blada; tak jest bardzo często w tej książce
Poza tym twierdzi Holt, że współczesna matematyka jest piękna i nie trzeba wielkiego treningu matematycznego, aby owo piękno dostrzec, używa następującego porównania: „Nie musimy być obeznani z teorią kontrapunktu, aby poruszyła nas fuga Bacha.” Uważam tę analogię za chybioną, aby docenić piękno struktur matematycznych trzeba mieć niezłe wykształcenie.
Książka poza tym robi wrażenie zbioru niepowiązanych ze sobą esejów, mamy np. dobry rozdział o Alanie Turingu, ale w następnym rozdziale o Johnie von Neumannie sporo informacji o Turingu jest powtórzonych. Twierdzenie Gödla raz nazywa się `twierdzeniem o niezupełności niedowodliwości niesprzeczności' a innym razem `twierdzeniem o niezupełności' (Nb., nie sposób z opisu pojąć, o co w tym twierdzeniu chodzi), itd. itp.
Z pewnością Holt ma olbrzymią wiedzę o matematyce, fizyce i filozofii, ale niestety brakuje mu talentu popularyzatorskiego.
W sumie to taki miszmasz, ale dosyć ciekawy.