Pamiętacie ważne spotkania w Waszym życiu? Osoby, które wpłynęły na Wasz sposób postrzegania otaczającego świata? Zwracacie w ogóle na takie "drobnostki" uwagę?
Ja tak... Trzy razy tak.
I pamiętam moje pierwsze spotkanie z Mironem Białoszewskim. Podstawówka, początek lat dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku, lekcja języka polskiego - analiza wierszy. Brzmi jak koszmar każdego ucznia. Ale nie u nas. Nie na naszych lekcjach. Czytaliśmy utwór, zastanawialiśmy się co każdy z nas w nim widzi... Nauczycielka zadawała proste pytania. Czy używamy durszlaków, łyżek cedzakowych...? Jak wykorzystujemy zwykłe codzienne przedmioty? Czy z nich korzystamy czy może analizujemy ich działanie, wygląd, historię? Miałam ochotę sprawdzić, co więcej kryje się za to łyżką z utworu "Szare eminencje zachwytu". Stać się mikroskopijnym ludzikiem i podziwiać przez jej otwory płynące po niebie chmury. Zmienić pespektywę!
Przy "analizie" wiersza "Mironczarnia" rozważaliśmy, co się z nami dzieje, gdy jesteśmy zmęczeni. Czy znikamy powoli? Czy wątpimy w swoje siły? Czujemy, że nie damy rady nic więcej zrobić... Porywała mnie "Karuzela z madonnami" - sam wiersz jak i wykonanie Ewy Demarczyk. Znów poczułam się jak małe dziecko - zachwyciła mnie muzyka słowa, obracałam się na karuzeli, ludzie obok, choć zwykli stawali się piękni, strojni i bardziej dostojni. Z każdym obrotem karuzeli na mojej buzi pojawiał się coraz większy uśmiech.
W tamtym czasie Miron Białoszewski wydawał mi się czarodziejem, który w prostych rzeczach potrafił pokazać drugie dno, zmienić nam perspektywę. Nic nie narzucał. Sam też dawał się porwać i odkrywać radość z prostych rzeczy.
Mój zachwyt tym "optymistycznym" człowiekiem uległ zmianie po przeczytaniu "Pamiętnika z powstania warszawskiego". Ta poprzednia prostota, zwyczajność rzeczy nie skupiały się na czasie obecnym, ale na przeszłości autora. Uchyliły rąbka tajemnicy jego życiorysu (którego wcześniej nie poznałam). Bez patosu, bez super-bohaterów - zwykli ludzie, zwykłe sprawy i czas wojny, który przewartościował codzienność.
A teraz... Teraz w moje ręce dzięki nakanapie.pl trafiła książka "Dom poety. Eseje o twórczości Mirona Białoszewskiego" wydana w setną rocznicę urodzin poety. Widząc to rocznicowe dzieło znów zapragnęłam wkroczyć w świat poety i prozaika. Ale tym razem nie tylko zachwycać się prostotą jego świata, ale wejść głębiej - poznać, to co ukształtowało człowieka, twórcę...
Wydawało mi się, że znam tego twórcę. Ale tylko mi się wydawało... Dla mnie był poetą i autorem "Pamiętnika...". Teraz odkryłam, że był także mocno związany z teatrem. Ponownie praca na emocjach, ale w nowej formie. Poznałam jego fascynację kościołem i liturgią. Bardziej wgryzłam się w zabawy językowe, parodię ale także analizowałam jego tekst pod kątem jego samooceny.
Te czternaście esejów zawartych w książce pozwoliło mi poznać Mirona Białoszewskiego. Każdy z autorów poszczególnych rozdziałów odkrywał inną cząstkę życia poety. Spojrzał na niego pod innym kątem, dając mi jako czytelnikowi pełnej biografii i analizy wpływu jego dzieł. To co wiedziałam o Mironie jest ułamkiem intrygującego człowieka, pełnego charyzmy, alternatywnego spojrzenia na świat. Człowieka, który stawał się inspiracją dla innych.
Dzięki publikacji Narodowego Centrum Kultury nie tylko na nowo odkrywałam Mirona Białoszewskiego, ale także zostałam zaproszona (no może sama się wprosiłam) do jego świata. Chadzałam jego ścieżkami i razem z nim przeżywałam zmianę mieszkania, wojnę i nowy ustrój Polski. Patrzyłam na świat jego oczami, razem z nim miałam ochotę ironizować, izolować się we własnym mikroświecie. Dzięki lekturze tej książki nie tylko zachwycam się przedmiotami zatopionymi w dniu codziennym, ale odkrywać ich zakotwiczenie emocjonalne.
Myślę, że potrzebowałam czasu - nie tylko na oswojenie się z lekturą, a raczej czasu by dorosnąć do poezji Mirona. By ciut szkolnie przeanalizować jego życie, poznać elementy które go ukształtowały i... poukładać te puzzle. Na nowo odkryć wielkość jego twórczości, zabaw językowych i spojrzenia na świat.
To publikacja naukowa - masa przypisów, akademicki język, historyczne odniesienia. Nie przeczytamy jej przy wieczornej herbatce. I dobrze! Bo na tą pozycję potrzeba czasu. Czasu, który pomoże ułożyć w głowie postać Mirona i jego twórczości. Ale także pozwoli docenić mnogość spojrzeń na artystę. To raczej lektura dla entuzjastów dzieł Białoszewskiego. Dobra i ważna lektura.
Jedynym minusem publikacji jest znikoma ilość zdjęć.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.