Żyjemy w świecie niespójności i braku sprawiedliwości. Codziennie słuchamy najróżniejszych historii – tych opowiadanych przez znajomych, tych z telewizji i tych z kart książek. Gama emocji, które te opowieści niosą, jest wprost przytłaczająca. Jedne opowiadają o miłości, szczęściu i spełnionych marzeniach. Natomiast inne idą w stronę zła, gdzie dominuje cierpienie i przemoc. Można ignorować takie historie, bo w końcu nie wyróżniają się takim pięknem jak te szczęśliwym zakończeniem. Jednak to nie zmieni faktu, że one są prawdziwe. Jeśli to nawet tylko książka czy film, to nadal na świecie istnieją ludzie, którzy codziennie muszą walczyć ze złym światem, codziennie cierpią i codziennie życie przynosi im kolejne poważne problemy. Czy naprawdę chcemy to ignorować?
Bren należy do Ekipy Wilków. Budzi tym olbrzymi szacunek wśród uczniów szkoły, ponieważ w systemie Ekip są tylko dwie dziewczyny. Wszystkie inne należą do tak zwanych Normalnych. Taka dziewczyna jak Bren musi wyróżniać się zimną krwią, olbrzymią lojalnością wobec członków Wilków i gotowością, by łamać zasady, jeśli nadejdzie taka potrzeba. Jej najlepszy przyjaciel – Cross – również należy do Wilków. Od najmłodszych lat wspiera Bren w jej licznych problemach z rodziną. Rozumie ją oraz wie, jak pomóc, by poczuła się lepiej. Czy ta przyjaźń w obliczu coraz większych problemów ma jakąś przyszłość? Czy same Wilki mają szansę przetrwać, gdy inne Ekipy są coraz silniejsze? Jakie decyzje podejmie Bren, gdy przyjdzie na to czas?
"Ekipa" zaintrygowała mnie pomysłem, dlatego w ramach odpoczynku od poważniejszych lektur postanowiłam zapoznać się z nią. Miałam dotychczas jedną okazję, by zapoznać się z twórczością Tijan i przyznam, że nie wspominam jej jakoś dobrze. Jednak chciałam dać jeszcze jedną szansę pisarce, tym bardziej że doceniam niekonwencjonalne pomysły i są one w stanie wynagrodzić mi naprawdę wiele wad. Byłam przekonana, że w "Ekipie" zostanie zachowany schemat podziału na grupy szkolne, a same ekipy dodadzą pewnego rodzaju pikanterii całej opowieści. Nie do końca tak było, ale nie zaprzeczę, że jest to ubranie znanych nam stereotypów w niesztampową formę.
Styl autorki jest wyjątkowo przyjemny, dzięki czemu te setki stron czyta się w mgnieniu oka. Lekkość pióra pozwala na wczucie się w historię. Mimo to często miałam wrażenie, że język pisarki jest niestety bardzo chaotyczny i w wielu przypadkach niespójny. Byłam tym zawiedziona, gdyż lubię dopracowane style. Nie mam nic przeciwko lekkiemu stylowi, w szczególności w tego typu powieściach, ale tutaj nie było granice między swobodnymi myślami, a logicznym połączeniem.
Tijan bez wątpienia miała wiele pomysłów na poprowadzenie fabuły i jestem przekonana, że miały one olbrzymi potencjał. Szkoda tylko, że nie został wykorzystany. Czego zabrakło? Połączeń między tymi pomysłami. Miałam wrażenie, jakbym skakała z kamienia na kamień, koniecznie omijając wodę, gdzie jest nieznane. W jednym momencie skupiam się na danym wydarzeniu, by za chwilę nie wiadomo skąd i jak pojawiła się nowa sytuacja w żaden sposób niezwiązana z tym, co było wcześniej. Czasami czułam się wybitnie zagubiona, a to wielokrotnie wywołało brak zainteresowania z mojej strony.
Mogę narzekać na wiele aspektów, jednak byłabym w stanie wybaczyć wszystkie wady, gdyby autorka dobrze wykreowała bohaterów. Tymczasem w ogóle tego nie zrobiła. Żadna postać nie wyróżniała się niczym wyjątkowym, a momentami niektórzy bohaterowie nawet mylili mi się. Sama Bren jest jedną z najbardziej irytujących dziewczyn, jakie spotkałam w literaturze. Przede wszystkim ona zawsze wiedziała, co inni myśli, jak inni zareagują i co się dzieje w ich głowie. Jak? Wiem, że dobry obserwator jest w stanie wiele wywnioskować na podstawie zwykłych zachowań, ale tutaj to było po prostu niczym niewyjaśnione czytanie w myślach. To tak w rzeczywistości nie ma prawa funkcjonować. Była wykreowana na silną, młodą kobietę, która mimo wielu doznanych krzywd walczy o swoje przetrwanie. Owszem, w jakiś sposób to robi, ale zazwyczaj ogranicza przy tym wolność innym osobom. Uważa się za samowystarczalną, a tymczasem zachowuje się jak rozpieszczona panienka lubiąca zabawiać się nożem. Sytuację trochę ratował Cross, ponieważ na tle całej historii wyróżniał się lojalnością i oddaniem. Lecz dla mnie jako czytelnika potrzeba czegoś więcej.
Sama tematyka jest ciężkim kalibrem. Cieszę się, że w "Ekipie" są poruszane istotne tematy takie jak alkoholizm, choroba, przemoc i gwałt. Uważam, że o takich tematach powinno się mówić często i nie udawać, że one nie istnieją albo że wcale nie mają wpływu na psychikę ludzi. Doskonale wiemy, że to kłamstwo. Mimo to Tijan idąc w dobrą stronę, nie dopracowała tych aspektów. W pewnym momencie rzuciła czytelnikowi cały worek krzywd i tragedii, ale nie powiedziała, co z nim zrobić. Jedno cierpienie prawie od razu było zastępowane przez kolejne, które za chwilę zostawało ponownie zastąpione przez jeszcze nowszą krzywdę. Przy takim tempie i wymieszaniu tak ciężkich i trudnych sytuacji nie ma w ogóle czasu na jakiekolwiek zrozumienie i refleksje.
Niestety jak sami możecie przeczytać, moje kolejne spotkanie z Tijan okazało się katastrofą i mi przykro z tego powodu. Oczekiwałam, że "Ekipa" pozwoli zmienić mi zdanie o pisarce albo co najmniej przekonać mnie do dania kolejnej szansy, a tymczasem mam wrażenie, że był to tylko zmarnowany czas, a ja w ogóle nie odpoczęłam przy tej powieści.