"Lucian" jest dziełem niemieckiej pisarki książek dla dzieci Isabel Abedi. Pisarka urodziła się w Monachium, a wychowała w Düsseldorfie. Po maturze wyjechała na rok do Los Angeles, gdzie pracowała jako opiekunka do dzieci i praktykantka przy produkcji filmów. Abedi przez całe życie marzyła, aby zarabiać na życie pisaniem książek dla dzieci.
Ta książka była drugą z kolei niemieckiej pisarki, którą ostatnio przeczytałam. Sięgając po "Luciana", nastawiłam się na tajemniczą miłość dwojga ludzi. Ale raczej nie tego się spodziewałam.
Początek książki był dziwny. Kilka razy przez myśl przeszło mi, aby odpuścić sobie tę książkę. Jednak nie zrobiłam tego. Rebeka od razu zaczęła panikować z powodu snu, oraz dziwnego typka pod latarnią. Gdy zobaczyła go ponownie w innym miejscu, od razu musiała się dowiedzieć kim on jest. Nie mogła przestać myśleć o dziwnym kolesiu. To było ciut naciągane. Zachowanie głównej bohaterki bardzo mnie dziwiło. Gdy już poznała prawdę o Lucianie i jego braku przeszłości jej myśli krążyły tylko wokół niego. Rozumiem, zakochali się w sobie. Ale gdy tylko matka psycholożka odesłała Rebekę daleko od Luciana, nie tłumacząc czemu, główna bohaterka stała się wrakiem człowieka. Wtedy poważnie dziwiłam się jak można tak bardzo to wszystko przeżywać. Później jednak zrozumiałam.
Uczucie, które łączyło Rebekę i Luciana było zupełnie inne niż w dotychczasowych książkach młodzieżowych. W ich 'związku' nie chodziło jedynie o dotyk. Gdy Lucian był w pobliżu, ale nie miał bezpośredniego kontaktu z dziewczyną, ona czuła się bezpiecznie. I od tamtej pory książka niesamowicie mnie wciągnęła. Wszystkie fakty były ze sobą połączone, a ja wreszcie zrozumiałam, na czym dokładnie polegało uczucie Rebeki i Luciana. To było coś o wiele głębszego niż zwykłe zakochanie. Śmiem stwierdzić, iż to było coś większego niż prawdziwa miłość. Może opowiadam głupstwa, ale tak właśnie czuję. Poczułam więź z główną bohaterką, dopiero wtedy, kiedy zrozumiałam jej ból. A jej chwile szczęścia po cztery setnej stronie sprawiały, że bez przerwy się uśmiechałam. Postacie były w miarę dobrze wykreowane. Bardzo polubiłam Suse - przyjaciółkę Rebeki, Wróbelka oraz po kilkudziesięciu stronach Luciana i Rebekę. Ludzi bez linii papilarnych było więcej, niżby można było się spodziewać. Był to ciekawy zwrot akcji.
Rodziców Beki zaklinałam w duchu, za to, że niczego nie rozumieją. Czasami miałam wrażenie, że matka psycholożka, sama potrzebuje leczenia... Chociaż... mogłabym zrozumieć jej obawy o córkę. W końcu chłopak, z którym się spotyka ma sny o jej przeszłości i przyszłości. Śni mu się, że jej córka umiera. A on nie jest w stanie jej pomóc.
Książkę czyta się łatwo, choć niektórym litery niemieckie w nazwach, mogłyby przeszkadzać. "Lucian" napisany jest łatwym językiem, choć bywają tu czasem bardziej wyszukane słowa, aczkolwiek rzadko. Możemy mieć również wrażenie, że pani Isabel lekko przesadziła z dokładaniem języka angielskiego w tejże książce. Osoby, które kiepsko radzą sobie z tym językiem, mogą mieć problemy ze zrozumieniem treści. Powieść wciąga dopiero po kilkudziesięciu stronach, a sam początek nas nuży i sprawia, iż mamy ochotę odłożyć książkę. Pomysł na książkę był oryginalny. A wątki świetnie połączone ze sobą, tworząc jedną spójną całość!
W ostatnich rozdziałach po prostu moje oczy nie odrywały się od treści. Czytając końcowe strony książki, łzy ciekły mi po policzkach. Kręciłam głową, nie zgadzając się na to wszystko! Nie wiem czy można nazwać to Happy Endem. W pewnym sensie tak i nie. Lecz właśnie w takim zakończeniu można dopatrzyć się wielkiego, niepojętego uczucia.
Mimo wszystko, polecam "Luciana". Chociażby po to, aby poznać miłość nie do opisana. Książka otwiera nam oczy na kilka kwestii. Po jej przeczytaniu zastanawiamy się, czym jest prawdziwa miłość? Osobiście zrozumiałam, że nie chodzi w niej o fizyczne uczucia. Jedynie o obecność drugiej połówki. Wewnętrzne uczucie, że nie jesteśmy sami. I nigdy nie będziemy.