Potrzebowałam ostatnio jakiejś lekkiej lektury, którą można poczytać po ciężkim dniu, aby się zrelaksować. Na stronie wydawnictwa Promic dostrzegłam Listy z jeziora. Klimatyczna okładka przedstawiająca papierową łódkę unoszącą się na wodzie, a w tle niebo, zapewne zachód słońca - zachęcające, prawda? Tematyka powieści również mi odpowiadała, także z chęcią przygarnęłam książkę. Pewnego dnia, po spełnieniu wszystkich obowiązków, zasiadłam wygodnie na kanapie pod kocem i rozpoczęłam lekturę.
Irena Szarada to spokojna kobieta w średnim wieku. Od wielu lat prowadzi pensjonat w Szarudze - miejscowości w okolicach mazur. Jak sama nazwa wskazuje, jest to miejsce szare i deszczowe, dlatego też zniechęca turystów. Jednak pani Irena ma już swoich stałych bywalców, a także co jakiś czas znajdzie się ktoś nowy, usłyszawszy wcześniej o dobrej sławie pensjonatu. Czas leci, wszystko wydaje się być w idealnym porządku, aż tu nagle do Ireny przychodzi list. Spakowany w zieloną kopertę, bez nadawcy i znaczka. Takie listy zaczynają przychodzić niemalże codziennie, a w każdym z nich znajduje się groźba skierowana do właścicielki pensjonatu. Mało tego, nadawca podpisuje się imieniem jej zmarłego męża... Od tej pory Irena jest bardzo czujna i łatwo się denerwuje. Powoduje to u niej uszczerbki na zdrowiu. Kobieta nie wie komu może zaufać, a kogo się wystrzegać. Cała ta sytuacja nie jest dla niej łatwa, ale stara się sprawiać wrażenie twardej. Czy odkryje kto stoi za szantażem?
Szczerze mówiąc, spodziewałam się, że Listy z jeziora będą idealne do spokojnego poczytania przez wieczór. Żadnej szybkiej akcji, tylko delektowanie się lekką romantyczną historią z lekkim wątkiem thrillera. Jednak powieść Korol tak mnie wciągnęła, że trudno było mi ją odłożyć na miejsce bez przeczytania jeszcze choćby strony. Czytając, możemy wcielić się w rolę detektywa i wraz z Ireną dążyć do odkrycia tożsamości prześladowcy. W miarę jak docieramy do kresu powieści, dowiadujemy się to nowych rzeczy z życia głównej bohaterki, aż wszystko pięknie się wyjaśnia. Co również mi się podobało, autorka stworzyła wiele dialogów, dzięki którym możemy poznać nieco charaktery postaci. Zrekompensowały one dość oszczędne opisy. Korol ma niezwykle lekkie pióro i aż czuć, że pisanie sprawia jej przyjemność! Raz przy czytaniu wywoływała u mnie śmiech, a innym razem znowu strapienie, smutek. Styl jej pisania nie jest wygórowany, nie używa zbyt wielu metafor, pisze prosto i przystępnie.
Mamy tu prostych bohaterów. Nie są zbyt wymyślni, ale z pewnością są prawdziwi. Takich ludzi na świecie jest na pęczki, ale czegóż wymyślnego wymagać od zwykłej powieści obyczajowej? Większość postaci łatwo polubić. Są sympatyczni i można dostrzec w nich kogoś przyjaznego, bliskiego. Na przykład panią Izabelę można utożsamić z dobrą babcią, a Kasię z chaotyczną, ale oddaną przyjaciółką od serca. Oczywiście, nie zabrakło tutaj czarnych charakterów. Plusem jest to, że nie do końca wiadomo kto jest dobry, a kto zły i trzeba cały czas wszystko kalkulować, analizować zachowania bohaterów. Zwykle nie przepadam za polskimi imionami w książkach i ogólnie za twórczością rodaków, ale tutaj wyjątkowo mi to nie przeszkadzało. Całkowicie wciągnęłam się w tą historię i zapomniałam o mojej niechęci.
Listy z jeziora to świetna polska powieść obyczajowa. Pięknie wydana, ze sztywną okładką i grubymi kartkami. Wnętrze jest równie cudowne jak wygląd zewnętrzny. Nawet nie zorientowałam się kiedy znalazłam się u kresu powieści. O losach mieszkańców mazurskiego pensjonatu mogłabym czytać bez końca! Polecam wszystkim, którzy chcą miło spędzić czas z ciekawą powieścią obyczajową. Wybierzcie się w podróż na mazury i poznajcie wspaniałych mieszkańców Szarugi!