"Belfrzy" Kowalskiej to zapis rozmów z nauczycielami z wieloletnim stażem oraz doświadczeniem, na które nie składa się jedynie "odwalanie dniówki". Dziennikarka podejmuje temat z nauczycielami na świeżo po strajkach wiosną 2019 roku, gdy emocje może u niektórych lekko opadły, ale cała sytuacja wywołała takie wrzenie, że nauczyciele zaczynają głośno mówić, jak wiele muszą dźwigać na swoich barkach, ile im przydzielono obowiązków typowo biurokratycznych skutecznie odciągając od zaangażowania w istotę swojej pracy. Niektórzy rezygnują z pewnych form działania na rzecz młodzieży poza szkołą inni jasno oznajmiają rodzicom, że nie będą charytatywnie jeździć z uczniami na wycieczki (za każdy taki dzień mają opłacane za 4 godziny przy tablicy, a opiekę sprawują 24/dobę).
Mamy tutaj do czynienia z jednostkami, które naprawdę budują szkolna rzeczywistość, którym pomimo trudności, jakie stale piętrzy system jeszcze się chce. Niestety, niektórzy już otwarcie mówią tez o zmianie kierunku i przejściu na obcy rynek (nauczycielka niemieckiego) albo do innej działalności. I mimo trudności ze strony urzędu czy nierzadko rodziców, pomimo przemęczenia i kiepskich stawek (dla pokreślenia jak jest kiepsko u nas wypowiada się o zawodzie w swoim kraju Hiszpan) potrafią skupić się na tym, co ich motywuje. Z przyjemnością czyta się o pasji tych ludzi, bo tylko tacy nauczyciele potrafią dobrze mówić o swoich podopiecznych, cieszyć się ich sukcesami.
Publikacja nie wywołała zaskoczenia, bo jako były pracownik tej instytucji znam problemy szkolnictwa od podszewki. To o czym opowiadają bohaterowie, pasjonaci nauczania, działania, rozwijania młodych ludzi jest wspaniałe choć możliwe w nie każdej placówce. W dużej mierze ze względu na zwierzchnictwo skutecznie podcinające skrzydła. Zależnie od osoby dyrektora szkoła jest mniej lub bardziej polityczna. W jej tryby będzie się wtrącać również wójt, burmistrz, prezydent miasta wraz z cała eskadrą radnych, filantropów, właścicieli biznesowych i innych liczących się na danym terenie (szczególnie w mniejszych miejscowościach, wsiach), bo przecież oni poza zajmowanymi przez siebie stanowiskami są również rodzicami.
W książce trafiamy też na wypowiedzi odnoszące się sceptycznie do grona pedagogicznego, którego szeregi zasilane są przez ludzi, którzy albo nie mieli pomysłu na siebie i trafiają do miejsca, gdzie wydaje im się, że wystarczy podać do wiadomości pewne informacje, a uczeń ma zakodować, potem zdać i koniec sprawy. Takie podejście będzie bliższe wydawaniu rozporządzeń przez ministra niż omówieniu tematu, którym nie rzadko chciałoby się zainspirować młodych ludzi, nauczyć czegoś nowego. Tacy ludzie nie odnoszą się pozytywnie ani do swoich aktywnych kolegów, jak i być może nie widzą potrzeby dostosowania się do różnych potrzeb młodzieży.
Przyjrzyj się temu, co mają do powiedzenia pasjonaci w nauczaniu, dzieleniu się wiedzą i pomysłowością na to jak zaangażować uczniów w proces nauki i działania na forum szkoły. Są to ludzie nie tylko uczący, ale rozwijający innych oraz biorący udział w różnych aktywnościach na poziomie rozwoju tak ucznia jak i własnego do tego angażujący się w akcje społeczne. To właśnie tym, którym się jeszcze chce mimo miernego wynagrodzenia po latach studiów, doszkalań, kursów, własnego inwestowania w rozwój, często działań na rzecz dofinansowania własnej placówki oraz ciągłego niezadowolenia rodziców, którzy oczekują więcej i więcej, bo nauczyciel to taki "twór", który powinien poświecić życie prywatne i działać w imię wyższych celi (najlepiej po części charytatywnie) na korzyść ucznia - poświęcone zostały strony "Belfrów".
Publikacja jest zaledwie zbiorem rozmów i aż prosi się o mocną konkluzję, czego coraz częściej w tego publikacjach nie dostajemy. Kowalska raczy nas wstępem, ale po co zaczynać pracę na kontrowersyjny temat, skoro nie buduje się syntetycznego opracowania problemu. Na końcu powinno mocno wybrzmieć wszystko to, o co walczą nauczyciele, co mogą, chcieliby zrobić, a systemowo uniemożliwia się im to na każdym kroku, budując przy tym atmosferę niekompetencji i roszczeniowości przez tę jakże uprzywilejowaną grupę zawodową. Tylko pytanie: kto z uśmiechem i ochotą do działania chce pracować 50-60 godzin tygodniowo przy stawce za góra połowę tego? Nauczyciel w szkole wykonuje tylko część pracy, resztę zabiera do domu. I nie, nie ma dwóch miesięcy wakacji, a przepisowo sześć tygodni, co też wcale nie jest żelazną regułą.
Ta książka powinna otworzyć oczy rodzicom, jak system zniewala każdą ze stron biorącą udział w edukacji. Na papierze zmian dokonują ci na najwyższych szczeblach, brudną robota zajmują się nauczyciele, a kuratorium jest do kontrolowania działań szkoły, a nie pomagania nauczycielom. Drogi nauczycielu - radź sobie sam!
"Wymagamy od nauczycieli bardzo wiele: mają być autorytetami, muszą świecić przykładem, mają obowiązek poświęcać się swojej pracy, do której koniecznie muszą mieć powołanie. I jeszcze wypełniać misję. Osobom przekonanym o swoim posłannictwie nie trzeba dobrze płacić. I tak będą je wypełniały. Podobną postawę przejmuje się w stosunku do policjantów czy ratowników medycznych. Albo lekarzy. Lub pielęgniarek. Jednak za każdym razem, kiedy zawód nierozerwalnie łączący się z misją zostanie zdeprecjonowany, kończy się to podobnie - społeczną katastrofą. I w obliczu takiej katastrofy stoimy." (s.10)
*Wyzwanie naKanapie'2023 - 18. Książka, której tytuł to jedno słowo.