Tak jak Rowoon kocham fotografie. Uwielbiam to, w jaki sposób przywracają nam wspomnienia, związane z nimi emocje, odczucia. Pamięć ludzka jest ulotna, wiele zapominamy. Jedna fotografia potrafi odblokować zamknięte drzwi naszej pamięci i wspomnienia zalewają nas lawiną. Rowoon wychowywała samotnie mama, która wyobrażała sobie przyszłość syna tak, jak pokazują to liczne seriale. Chłopak z biednego domu, poprzez swoją ciężką pracę osiąga ogromny sukces. Marzenia jej syna są zupełnie inne. Kocha aparaty i zdjęcia, zatrzymanie ulotnej chwili w bezruchu. Poznanie Marie nadaje życiu Rowoona zupełnie inny kierunek. Jedno wydarzenie, któremu nie potrafił zapobiec sprawia, że musi opuścić dotychczasowe miejsce zamieszkania i starać się odnaleźć spokój w innej części świata.
Narracja prowadzona jest z dwóch perspektyw, gdzie poznajemy głównego bohatera Rowoona oraz Suzy. Opisane wydarzenia są oddalone od siebie czasowo, jednak stanowią determinantę tego, jak aktualnie wygląda życie bohaterów. Ogromnym sukcesem tej historii jest pomysł. Podobało mi się to, w jaki sposób autorka napisała książkę, jak przedstawiła emocje, które targały bohaterami. Każde z uczuć bohaterów jest doskonale widoczne dla czytelnika, który nawet nie wie kiedy, zaczyna współodczuwać z bohaterami. Fascynująca dla mnie była relacja Rowoona z matką, która z jednej strony ogromnie troszczyła się o syna i starała się zapewnić mu wszystko, co tylko mogła. Kiedy chłopak znika zostawiając tylko złożony z kilku zdań list, nie utrzymuje z nią kontaktu telefonicznego, jedynie przez lata wysyła listy, nie dostrzega w tym żadnej nieprawidłowości. Ogromnie zaciekawił mnie wątek kryminalny, który determinował cały przebieg akcji, o czym nie mieli pojęcia bohaterowie. Klimat historii jest dosyć mroczny, melancholijny. Rowoon i Suzy z pozoru należą do zupełnie innych światów, sami nie wiedzą, dlaczego tak a nie inaczej czują się w swoim towarzystwie. Kiedy odkrywają, że mają ze sobą więcej wspólnego niż mogło im się wydawać, sprawy przybrały niecodzienny obrót.
Uważam, że dopełnieniem całości było zakończenie. Z jednej strony wzbudziło u mnie ogromny smutek, jednak z perspektywy czasu wiem, że pasuje idealnie do całości. "Midnight blue" to książka, którą przeczytałam jednym tchem. Podobała mi się bardzo. Początkowo spodziewałam się czegoś innego, jednak z każdym kolejnym rozdziałem coraz bardziej chciałam czytać dalej, aby rozwikłać zagadkę związaną z Marie, życiem Suzy i Rowoona. Ta historia ma swój klimat i charakter. Im więcej o niej myślę oraz im więcej czasu od jej lektury mija, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jeszcze kiedyś wrócę do tej historii.