Autorka opisuje swoje życie poczynając od poznania się swoich rodziców Czeszki i Irakijczyka. Dwa różne światy odmalowane są jak z "Baśni z tysiąca i jednej nocy". Wszystko jest barwne, szczęśliwe i mimo egzotyki, następuje szybkie przewartościowanie po zetknięciu się z do tej pory nieznanym. Michelle tak to opisuje, jakby nie istniały między małżonkami, osobami różnymi jak bieguny, żadne negatywne emocje. Nie mają problemów z porozumieniem się, mimo odmienności kulturowej i religijnej, nie wspominając już o tym, że oboje mało co mówią po angielsku, a jest to jedyny język w jakim mogą się rozmawiać. Diametralnie inna kultura, o której mało można się tu dowiedzieć, bo nie szczególnie przyłożono się do opisywania tych aspektów życia. Z kolei biorąc do ręki książki o arabskim podłożu kulturowo-społecznym wiem dobrze z czym się zatknę, ponieważ znam już na tyle grunt, że nic szczególnie mnie nie zdziwi, ale zawsze pragnę dowiedzieć się czegoś nowego, doświadczyć prawdziwych, ludzkich emocji. W tym wypadku, to co już wiem i jest oczywiste, tu specjalnie nie znajduje swojego odbicia w treści, jest jakby pomijane, czyli z założenia potraktowane przez Autorkę jako coś naturalnego, ale przecież tylko dla Niej.
W każdym razie nie zostają zaakcentowane odmienności w obyczajach, czy elementy codziennego życia, raczej wszystko przyjmowane jest jako pewnik. Owszem wspomina się przy okazji pewne ceremoniały, jak obrzezanie chłopców, ale nie ma opisu przygotowań do tej czy jakiejkolwiek innej uroczystości. Ponownie, czytelnik nie doświadcza zjawisk często mu obcych, tym samym odbiera się mu prawo do bycia obserwatorem. Można się tylko zastanawiać, po co ktoś pisze tego typu książkę i to już z perspektywy osoby żyjącej w Europie, dziennikarki, która pracując w mediach przybliża problematykę emigrantów we Włoszech, pisze o kulturze i obyczajach ludzi na świecie. W własnej książce nie opisała solidnie fundamentów obyczajowości Iraku, natury muzułmanów czy choćby relacji damsko-męskich.
Sam sposób przedstawiania cukierkowości całej historii jest nie tylko nie adekwatny do tego typu literatury, bo nie daje prawdziwego obrazu rzeczywistości, co wręcz absurdalny, jakby opisywała to osoba nie będąca w pełni świadoma gdzie żyje. Wrażenie zagubienia się narratorki pozostawało ze mną przez cały czas czytanie "Dziewczyny z Bagdadu". Niemal uwierzyłam, że jest to powieść, rzecz oparta o fantazję autorki, niżeli rzeczywistość, w której miała egzystować. Do tego nie czuje się atmosfery, które w innych książkach o Dalekim Wschodzie towarzyszą od pierwszych stron i potrafią wprowadzić czytelnika w odmienną kulturę.
"Dziewczyna z Bagdadu" to książka, która nie wniosła absolutnie nic do mojej świadomości, jeśli chodzi o tematykę muzułmańską. W dodatku pisana jest językiem, który sprzyja pobieżnemu omówieniu zdarzeń, niż nadawaniu dramatyzmu sytuacji.
Czyta się szybko, a nawet bardzo szybko, bo nie ma na czym dłużnej skupić uwagi. Dawno nie czytałam - nie przypominam sobie czy w ogóle - tak kiepsko opowiedzianej historii swojego życia.