Seria Dary Anioła zaplanowana była na trylogię. Zakończenie trzeciego tomu rozwiązywało większość wątków. Zło zostało zwyciężone, a Valentine i Sebastian ostatecznie pokonani. Zawarte porozumienia gwarantowały pokój między Nocnymi Łowcami a Podziemnymi. Clary i Jace wreszcie mogą być razem. Kiedy autorka postanowiła kontynuować serię, miałam mieszane uczucia. Nie byłam pewna, czy nie zabraknie jej pomysłów na uatrakcyjnienie losów bohaterów i czy kolejne części dorównają swoim poprzedniczkom.
Po zakończeniu wojny Clary powraca do Nowego Jorku i rozpoczyna szkolenie Nowego Łowcy. Jest szczęśliwa, zakochana i pełna nadziei na przyszłość. Jej związek z Jacem wchodzi na nowe tory, ale w zachowaniu chłopaka trudno nie zauważyć niepokojących zmian. Dziewczyna czuje, że ukochany odsuwa się od niej i nie mówi całej prawdy. Sercowe rozterki musi jednak odłożyć na dalszy plan, gdyż trwają przygotowania do ślubu matki, a na terytorium Podziemnych w niewyjaśnionych okolicznościach pojawiają się ciała Nocnych Łowców. Komuś zależy na zerwaniu porozumień, ale to nie jedyne niespodzianki, z jakim przyjdzie zmierzyć się bohaterom.
Kolejny raz autorka urozmaiciła życie bohaterów, komplikując ich wzajemne relacje. Jace boryka się z „piętnem” Valentina i mroczną tajemnicą, która nie pozwala mu zbliżyć się do ukochanej i popycha go do „gry pozorów”. Clary jest zdezorientowana, a nieoczekiwane spotkanie z królową Jasnego Dworu i krótka rozmowa dodatkowo potęgują jej niepokój. Simon musi zmierzyć się z ciemną stroną swojej natury, ale to nie przeszkadza mu umawiać się z dwiema dziewczynami jednocześnie. W związku Magnusa i Aleca też nie brakuje emocji i czasem wystarczy mała iskra, aby wywołać pożar.
Pojawiają się nowi bohaterowie, których obecność sprawia, że niektórzy będą musieli zmierzyć się z przeszłością i odkryć głęboko skrywane tajemnice. W tej części mamy jeszcze więcej magicznego świata, poznajemy nieznane dotąd struktury organizacyjne i ich zadania, rytuały, a także elementy tradycji które wzbogacają wykreowaną rzeczywistość.
Cassandra Clare zabrała mnie w magiczną podróż i znów zamydliła oczy iluzją, żeby na koniec pozostawić z mętlikiem w głowie i niedosytem. Nie dała mi czasu na wytchnienie kusząc niedopowiedzeniami i tajemnicami. W tej części autorka bardziej skupiła się na bohaterach i ich wewnętrznej walce z własnymi „demonami” oraz łączących ich relacjach. Momentami aż kipi od emocji. Choć tempo akcji nie jest zawrotne, to na brak wrażeń trudno narzekać, a samo zakończenie dosłownie „wbija w fotel”. Przyzwyczaiłam się, że u tej autorki każda kolejna strona jest niewiadomą, ale tym razem ostatnie kartki dostarczają mega dawkę doznań.
„Miasto upadłych aniołów” ujęło mnie swoim klimatem i niepowtarzalnymi odczuciami towarzyszącymi mi podczas lektury. Pisarka zadbała, abym nie miała chwili wytchnienia. Pozwoliła mi jeszcze bardziej wejść w stworzoną rzeczywistość, przedstawiając kolejnych mieszkańców Podziemnego Świata. Odkryła przede mną emocje i rozterki bohaterów, którzy nie tylko musieli walczyć z własnymi uczuciami, ale też dokonywać trudnych wyborów.
W tej książce znajdziecie wszystko, co niezbędne do przeżycia fantastycznej przygody: ciekawą i opartą na solidnych fundamentach rzeczywistość, wiarygodnych i nieprzeciętych bohaterów, intrygi, sekrety i niepewność Nie zabraknie też uczuć, magii, zaskakujących zwrotów akcji i powrotów do przeszłości. Autorka szybko rozwiała moje wątpliwości co do słuszności kontynuacji serii. Nie tylko utrzymała poziom, ale w moim odczuciu wzniosła się znacznie wyżej. Myślę, że miłośników cyklu nie trzeba przekonywać, a tym którzy nie byli jeszcze w świecie Nocnych Łowców polecam całą serię.