Nocni Łowcy są poddani próbie siły, chęci walki o siebie i swoich pobratymców. Zbliża się największa i najbardziej nieprawdopodobna wojna w ich czasach. Dorośli Łowcy zbierają się i obradują. W tym czasie nieproszona Clary przybywa do Alicente, aby znaleźć czarownika, który pomoże jej matce. Simon został wtrącony do lochów. Jace jest coraz bardziej zagubiony. Krew płynąca w jego żyłach i silne uczucie do Clary nie dają mu spokoju.
Czy wszyscy nowo poznani przez Clary Łowcy będą godni zaufania? Co planuje Valentine? Czy rozejm między Podziemnymi a Nocnymi Łowcami zostanie nienaruszony?
„Mogłaby zamknąć oczy, udawać, że wszystko jest w porządku. Wiedziała jednak, że nie da się żyć z zamkniętymi oczami.”
W tej części pojawiło się wiele nowych postaci, co jest związane z innym miejscem akcji. Poznajemy Sebastiana, który dziwnie „przykleja” się do Clary. Do tego pojawia się dalsza rodzina Lightwoodów i poznajemy kolejne sekrety pochodzenia Jace’a. Również pojawiają się już zapewne dawno przez niektórych zapomniane postacie.
Już kolejny raz oczarował mnie swoim zachowaniem i wyrazistym charakterem Jace. Z resztą czy jest dziewczyna, którą nie oczaruje taki ironiczny bad boy z zewnątrz, a w środku opiekuńczy i kochający chłopak? Clary jakoś, o dziwo!, znowu mnie nie denerwowała. Cały czas tłumaczyłam sobie jej dziwne zachowania. Za to tym razem denerwowałam się na każdą wzmiankę o Alecu. W pewnych momentach nie wiedziałam o co mu chodzi i czego w ogóle on chce. Również moje spojrzenie na Izzy się zmieniło. W tej część była ona bardzo uczuciowa, zupełnie na odwrót niż w poprzednich częściach. Muszę również wspomnieć o tym, że Valentine zaskoczył mnie swoją honorowością i nawet okazywaniem uczuć.
„Kocham cię. Będę cię kochał do dnia, w którym umrę. A jeśli po tym jest jakieś życie, to wtedy też będę cię kochał.”
Cała część i jej fabuła była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Oczywiście spodziewałam się wielu rzeczy, naprawdę wielu. Ale myślę, że nikt nie przewidziałby pewnych, nie kluczowych, wydarzeń.
Jak dla mnie w książce jest idealna ilość opisów. Zaspokajały one moją ciekawość, ale nie wyczerpywały sił na czytanie i nie nudziły. Mogłam sobie wyobrazić Alicente, oprócz kilku dokładnie opisanych rzeczy przez autorkę, tak jak tylko chciałam. Ponownie jestem oczarowana niektórymi dialogami bohaterów. Przy niektórych można się śmiać, a przy innych rozmyślać nad sensem życia.
„Co mnie nie zabiję... lepiej niech zacznie uciekać.”
Znowu przyjemnie czytało mi się książkę dzięki przystępnemu stylu autorki i wygodnej czcionce. Jakoś nadal nie mogę się przekonać do okładek serii. Niby są klimatyczne i idealnie pasują, ale czegoś mi w nich brakuje.
Podsumowując. Gorąco polecam „Miasto szkła” dla tych, którzy zapoznali się już z pierwszymi częściami, a dla początkujących pierwszą część. Jestem pewna, że seria spodoba się fanom fantastyki, których w tych czasach nie brakuje. Fani gatunku znajdą tu wszystko, od normalnych ludzi po Nefilim do Dzieci Nocy, Dzieci Lilith i Faerii.
„Niestety, człowiek najbardziej nienawidzi kogoś, na kim mu kiedyś zależało.”