Książka o niezwykle fascynującym tytule. W zasadzie nie wiadomo, czego spodziewać się po takim tajemniczym nagłówku, a tym bardziej nie wiadomo, czego spodziewać się po kolejnej nagłośnionej, rozreklamowanej i będącej "na topie" książce.
Głównym bohaterem książki jest Mikael Blomkvist- szwedzki dziennikarz, który zostaje oskarżony o pomówienie na temat jednego z największych szwedzkich gangsterów. Gdy sąd skazuje go na karę więzienia, jeden z największych udziałowców- Henrik Vanger- zatrudnia go, aby oficjalnie rzecz biorąc napisał historię rodu Vangerów, a tak naprawdę pod tą przykrywką próbował odnaleźć mordercę siostrzenicy Henrika. Z pomocą śpieszy mu istota całkowicie odizolowana społecznie, mająca problemy emocjonalne, ale z pewnością jedna z lepszych hakerek w kraju- Lisbeth Salander. Razem wkraczają w piekło, którego nie da się opisać.
Czytając pierwszy tom trylogii Millenium miałam wrażenie, że zanim autor rozpoczął swą historię miał już dokładnie zaplanowane, co się wydarzy, gdzie, jak i dlaczego. Jeden z krytyków literackich napisał o "Mężczyznach...": To misternie skonstruowany kryminał. i ja się z nim zgadzam w stu procentach.
Akcja nie rozkręca się szybko. Tutaj każde słowo ma znaczenie. Pozornie elementy układanki nie pasują do siebie, nic się nie zgadza. Dopiero z biegiem czasu, gdy autor odsłania kolejne karty, wszystko powoli zaczyna do siebie pasować i trzeba przyznać, że samo wytłumaczenie sytuacji, motywów postępowania bohaterów jest całkiem wiarygodne.
Trzeba jednak powiedzieć, że "Mężczyźni..." kipią brutalnością. Ktoś z dobrą wyobraźnią będzie wszystko dogłębnie przeżywał, będzie z niesmakiem czasami odwracał wzrok od kartek książki i próbował (nieskutecznie) zatrzeć w swej pamięci obraz opisywanych scen.
Autor wprowadził narrację trzecioosobową, ale taką, która przeskakuje z miejsca na miejsce. Raz jesteśmy z Mikaelem na Hedeby, tropimy mordercę, przeżywamy romans z Cecilią, czy też zagłębiamy się w historię koncernu Vangerów. Innym razem przenosimy się do Sztokholmu, gdzie bliżej poznajemy Lisbeth, jej zawiłą psychikę, dziwne zachowania, uwarunkowane jakimiś przyczynami, mającymi korzenie głęboko w dzieciństwie. Pod tym względem możemy dopatrywać tu się elementów powieści psychologicznej i całkiem słusznie.
Spodobać może się także sposób, w jaki Larsson pisze. Dotychczasowe zetknięcia z gatunkiem kryminału i sensacji odstraszały mnie często z tej przyczyny, że wielu autorów nie potrafi obejść się bez wulgaryzmów. Aż roi się ich zazwyczaj w tego typu powieściach, no bo wiadomo- światek gangsterów ma swoje specyficzne zwyczaje. Jednak tutaj Larsson, mimo, że w powieści nie brakuje jak już wcześniej pisałam scen brutalnych, ogranicza do minimum zastosowanie przekleństw, właściwie zliczyć je można na palach jednej ręki. Styl jest lekki, przyjemny, niewymagający. Tę 600- stronicową cegłę czyta się jednym tchem.
Na dodatek całkiem adekwatny jest tytuł. Wielokrotnie w powieści znajdujemy do niego nawiązania, zarówno dosłowne jak chociażby w dialogach bohaterów, a także metaforyczne.