O Danielu Radziejewskim nie słyszałam do tej pory kompletnie nic. Z książki, dowiedziałam się… również nic, bo prócz dedykacji nie ma tam nic o autorze. Po przeczytaniu „Metodyka”, stwierdzam, że jak najszybciej muszę to zmienić i dowiedzieć się więcej.
Rzadko zdarza mi się po przeczytaniu książki powiedzieć po prostu „wow”. Tutaj to króciutkie słowo w pełni odzwierciedla wszystkie moje uczucia dotyczące lektury. I zdecydowanie na tym mogłabym skończyć moją recenzję, ale postaram się wam przybliżyć, co mnie tak zachwyciło.
„Metodyk” to historia życia Maksymiliana Koziołkiewicza, mężczyzny cieszącego się obroną magistra z metodyki, żoną i córeczką oraz początkiem kariery zawodowej na stanowisku nauczyciela angielskiego w gimnazjum.
Maks, ku niezadowoleniu żony, pomimo problemów finansowych postanawia kontynuować studia. Udaje mu się jakoś wpłacić pierwszą ratę, ale radość z rozpoczętych studiów przyćmiewa fakt, że wszystkie podręczniki z metodyki, na których opierał swoją dotychczasową wiedzę, są czysto teoretyczne i nijak nie da się ich zastosować w praktyce. Mężczyzna powoli, acz nieubłagalnie popada w depresję i zaczyna coraz częściej i chętniej zaglądać do kieliszka.
Największym plusem, jaki uznaję w książkach, jest to, jak potrafią wciągnąć czytelnika do swojego świata. Życie Maksymiliana wchłania jak gąbka. Chcemy poznać ciąg dalszy jego perypetii, więc czytamy i czytamy bez tchu.
Choć głównym bohaterem jest młody nauczyciel, to w rozdziałach znajdujemy też fragmenty pamiętnika jednej z jego uczennic – Agnieszki oraz takie, które opowiada jego żona. Co ciekawe, fragmenty dotyczące żony są często wybiegami naprzód, gdyż kobieta opowiada funkcjonariuszom policji o życiu swego męża. Ja sama najbardziej lubiłam właśnie te fragmenty, gdyż wzbudzały moją ciekawość. Te wybiegi w przyszłość skutecznie budowały napięcie i sprawiały, że bardzo trudno było rozstać się z lekturą.
„Metodyk”, to nie jest książka z happy endem. Może tylko jeden aspekt kończy się tam w miarę szczęśliwie, jeśli można to tak w ogóle określić. Książka pokazuje nam pogrzebane nadzieje, marzenia, doświadczenia i oczekiwania. Widzimy, że często trudno jest pogodzić nam się z porażką, wręcz nie potrafimy jej zaakceptować i dążąc do doskonałości coraz bardziej się pogrążamy, aż w końcu nie ma dla nas ratunku.
Zakończenie jest bardzo zaskakujące, w ogóle nie spodziewałam się takiego rozwiązania sytuacji. Co prawda mogłam się domyślić, co stanie się z Maksem, ale nie sposób było przewidzieć z jakiego powodu.
„Metodyka” polecam wszystkim, bo to książka bardzo życiowa i pewnie wielu z nas znajdzie w niej jakiś fragment dla siebie. Jestem niemal pewna, że się nią nie zawiedziecie.