Pierwszy to kryminał z cyklu z komisarzem van Veteerenem i pierwszy mój Nessera. Napisane to dobrze, kryminał od razu wciąga i trzyma, trudno się oderwać. To pewnie zasługa pisarskiego kunsztu Nessera.
A intryga kryminalna zaczyna się tak, że po pijackiej nocy małżeńskiej, w trakcie której mężowi urywa się film, rzeczony mąż znajduje rano zamordowaną żonę w łazience. Jest oczywiście głównym podejrzanym i teraz całe śledztwo opiera się na próbie znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy to rzeczywiście on zabił. Dziwne zachowanie męża podczas przesłuchań tylko wzmaga podejrzenia. Dzieje się.
Akcja książki toczy się pod koniec XX wieku w tajemniczym mieście Maardam, nie wiadomo nawet, w którym kraju leży. Ta niepewność i pewne zawieszenie lokalizacji jakoś mnie irytowały, wolę gdy książka jest mocno zakotwiczona w lokalnym środowisku.
W sumie to nie intryga kryminalna jest w książce najważniejsza, ale postać komisarza Van Veteerena, głównego śledczego, jak to w kryminałach bywa, jest to facet o nieuporządkowanym życiu osobistym, poza tym jego syn siedzi w więzieniu. Ale o życiu rodzinnym komisarza dowiadujemy się w sumie niewiele.
Bardzo ciekawie pisze Nesser o metodzie prowadzenia śledztwa przez Van Veteerena? No cóż, gość opiera się na intuicji: „Po tylu latach pracy Van Veeteren był w stanie w dziewiętnastu przypadkach na dwadzieścia określić, czy ma pod kluczem sprawcę przestępstwa.” I dalej: „Odbierał sygnały, które wysyłał podejrzany, i interpretował je tak łatwo, jak ktoś, kto czyta książkę, albo jak muzyk, który musi rozeznać się w konkretnej melodii na podstawie całej masy nut, albo jak matematyk, który bada błędnie rozpisane równanie. Jawiło się to czymś niezwykłym, a zarazem stanowiło pewną sztukę. Nie było to coś, czego można się tak po prostu nauczyć, tylko pewna umiejętność, którą zdobył po wielu latach służby w policji.” To intuicyjne podejście Van Veteerena bardzo mi przypomina metodę pracy komisarza Maigreta, bohatera kryminałów Simenona.
To fajny kryminał, ale mam jeden zarzut: główny podejrzany pojawia się nagle, wyskakuje jak królik z kapelusza, i do końca nie wiadomo jak policjanci wpadli na jego trop. Zatem koniec książki nieco rozczarowuje. Niemniej, jak już pisałem, czyta się to bardzo dobrze.