W dorobku popularyzatorskim Carla Sagana ta akurat książka jest chyba najpełniejszą próbą prezentacji przemyśleń natury ogólnej. Metoda naukowa, jako przygoda ludzi ze sceptycyzmem, racjonalizmem czy z fascynacją światem przyrody motywowała astronoma całe życie. "Świat opanowany przez demony. Nauka jako światło w mroku" jest jednocześnie solidną demistyfikacją konsekwencji magicznej natury człowieka, który z różnych powodów odwraca się od realizmu. Budząc demony własnej ignorancji, strachu, uprzedzenia czy zwykłego lenistwa, popada w konflikt z faktami. Te ostatnie wydają mu się zbędne, zbyt zawiłe, mało 'życiowe'. To, w jaki sposób realizuje się ten konflikt kulturowy jest tematem książki. Sagan czerpie w niej z doświadczenia akademickiego, historii, rozległej aktywności publicystycznej. W 25-ciu dość nierównych na kilku poziomach rozdziałach kreśli obraz człowieka końca XX-tego wieku, który boi się i szuka, czasem po omacku, odpowiedzi.
Połowa rozdziałów to błyskotliwe analizy pseudonaukowych uroszczeń. Specyficzne zaciekawienie Sagana ludźmi, którzy referują własne kontakty z UFO, pozwala mu na budowę psychologicznego profilu dalekiego od prostej konstatacji nawiedzenia i paranoi. W nieco zbyt, jak dla mnie, rozbudowanych przykładach z bogatej historii amerykańskich 'kontaktów trzeciego stopnia’, tłumaczy jaki status takim fenomenom ma prawo nadać sceptyczna nauka. Prezentując daleko posuniętą otwartość na wewnętrzny świat psychiki ludzkiej, podaje długie listy motywacji do budowani irracjonalności. Zachowując naukową otwartość, pedantycznie konfrontuje świat wyobrażeń z tym, co aktualna wiedza dysponuje. W zasadzie bez wyjątku wygrywa ta ostatnia, nawet atrakcyjnością (str. 192):
„Wygląd rzekomych kosmitów wynika z niedostatku wyobraźni i zaabsorbowania ludzkimi sprawami. Ani jedna istota przedstawiona w tych wszystkich relacjach nie zdumiewa tak jak kakadu, jeśli się nigdy wcześniej nie widziało tego ptaka.”
Posiłkując się opracowaniami psychoterapeutów, szeroką wiedzą o UFO (*), przypomina najsłynniejsze relacje ‘kontaktu’. Człowiek może być faktycznie chory, mieć predyspozycje, traumy i fobie, może poszukiwać akceptacji, sławy i pieniędzy. Sagan całe spektrum ‘ufologiczne’ rozpatruje na poziomie jednostek, odbioru społecznego, komercyjnych pobudek i demistyfikatorów zbiorowych sekciarskich zachowań. Analogicznych postaw (jako potrzeb ludzkich) dopatruje się w kilku religijnych uzurpacjach. Niejednym powinno wstrząsnąć opis procesu o czary utrwalony przez jezuitę z XVII-wiecznego Würzburga (str. 548-554). Naukowa metoda świetnie sobie radzi zarówno na poziomie praktycznych ludzkich wątpliwości, jak i podczas subtelnych konstrukcji metafizycznych, których wymaga ludzkie ‘umagicznienie’ (str. 236):
„Na czym zatem polega różnica pomiędzy niewidzialnym, bezcielesnym, unoszącym się w powietrzu smokiem, który zionie niewyczuwalnym zimnym ogniem, a smokiem, który w ogóle nie istnieje?”
Sagan z uporem maniaka powtarza, że mimo wszystko nie ma szans na pozbycie się nieistniejących demonów z głowy człowieka. Uważa jednak, że należy różnymi drogami docierać do ludzi - systematycznie, merytorycznie, nieustępliwie choć subtelnie, z taktem i stanowczo. W kilku rozdziałach, z perspektywy amerykańskiej, pochyla się nad patologiami systemu edukacji, konsumpcjonizmu i lenistwa ‘sytego społeczeństwa wolnego świata’.
Uciekając przed zawsze niebezpiecznym odcięciem naukowca od ‘vox populi’, Sagan przez lata prowadził korespondencję z ludźmi, czytał redakcyjne komentarze do swoich artykułów. W książce pojawiają się długie listy z syntetycznymi przykładami społecznego barometru: spektrum opinii o UFO (str. 264-275), ocena kondycji edukacji z perspektywy nauczycieli, rodziców i uczniów (str. 457-468). Służą one astronomowi do rozprawienia się z dominującymi demonami umysłu w sposób kompleksowy, minimalizując niebezpieczeństwo pominięcia jakiegoś ważnego wątku (o co w przypadku bujnej wyobraźni zbiorowej nie jest trudne). Centralne, z punktu widzenia opisu metodologii nauki, jest bardzo obrazowe opisanie dużej grupy błędów poznawczych z dowcipnymi i dosadnymi przykładami (st. 291-297). Spodobały mi się szczególnie trzy:
„Prezydent Dwight Eisenhower wyraził zdumienie i niepokój po odkryciu, że inteligencja połowy Amerykanów jest poniżej średniej.”
„Zanim kobiety uzyskały prawo głosu, nie było broni jądrowej.”
„Skoro nie jesteś częścią rozwiązania, stanowisz część problemu.”
Ostatnie jest w zasadzie uniwersalnym wytrychem do dowolnej konstatacji o czymkolwiek i jest równie niebezpieczne co niepokojąco niedookreślone.
„Świat opanowany przez demony” jest książką barwną, pełną przykładów ludzkiej pomysłowości i próbą wytłumaczenia tej plastyczności na gruncie nauki. Sagan z jednej strony przyjmuje do wiadomości każdą hipotezę, nawet najbardziej nierealną, by ją następnie poddać analizie na gruncie logiki i faktów naukowych. W wielu miejscach pojawiają się przykłady z historii (od starożytności i zaprzepaszczenia jońskiego dziedzictwa, poprzez średniowieczne czary, nowożytne problemy religii z sukcesem nauki w opisie świata, po współczesny ‘oddolny’ odwrót od nauki). Posiłkuje się nimi w odtworzeniu ciągłości ludzkiej natury poszukującej ukojenia imaginacyjnego wobec niezrozumiałych czy niebezpiecznych elementów świata zastanego. Jednocześnie stanowią one tło dla kluczowego procesu - obserwowanego paradoksalnego odwrotu od nauki, mimo stanowienia podstawy rozwoju cywilizacji. Z niepokojem patrzy profesor w przyszłość. Już w 1996 punktował problemy, które po latach się pogłębiły (infantylizacja, postmodernizm, alternatywne rzeczywistości, płytki medialny przekaz, manipulacje informacjami docierającymi do milionów, itd.). Bardzo ciekawie rozbraja argument części społeczeństwa o pejoratywnej roli nauki, która jakoby dehumanizuje (str. 365). Choć wprost tego nie pisze, to przykładami i analizami pokazuje, że w pewnym sensie ‘świat zwariował’ jeśli wciąż pieniądze wydawane na astrologię (prywatnie przez jednostki) są większe, niż przeznaczane na astronomię. W ramach poprawienia sobie humoru przytacza żarty, chociażby taki (str. 404):
„Jedna z moich ulubionych karykatur przedstawia chiromantę wróżącego z dłoni kobiety i oznajmiającego jej z powagą: <Jest pani bardzo łatwowierna.>.”
Problem dostrzega i w nieudolnym wychodzeniu naukowców z przekazem do ludzi (stąd duży nacisk kładzie w książce na dyskusje o dobrej edukacji już w wieku wczesnoszkolnym). Ponieważ zjawiska społeczne są odporne na ścisły dowód postawionej dowolnej hipotezy, brakuje nam narzędzi do separowania korelacji od wynikania. Stąd technika argumentacji jaką Sagan zastosował musiała być rozproszona, poszlakowa, poprzetykana pytaniami otwartymi. Zarysowany obraz jednoznacznie wskazuje na zaniedbania w systemie edukacji prowadzące do deformacji poznawczych. Wtórny analfabetyzm, bezrefleksyjność i konsumpcja jako sposób na życie stanowią dla astronoma smutny obraz przeciętnego obywatela. W pięknej opowieści o dziedzictwie Maxwella pochyla się nad subtelnym zjawiskiem, które nam w dobie wielkich korporacji globalnych XXI wieku wybijają się jeszcze wyraźniej. W promowaniu wymiernych i szybko osiągalnych sukcesów dostrzega pułapkę cywilizacyjną jako konsekwencję niezrozumienia czym nauka jest (str. 516):
„Nakłanianie do tworzenia praktycznych wynalazków przy jednoczesnym zniechęcaniu do badań służących zaspokojeniu czystej ciekawości przyniosłoby skutki zdecydowanie odwrotne do zamierzonych.”
W dużej części książka jest niemal ideałem. Pewne partie były jednak zbyt rozbudowane (związane z UFO). Ostatnie rozdziały, bardziej polityczne, odbieram nieco z dystansem. Trochę nie pasują do całości. Autor miał tego świadomość, bo wspomniał o tym zgrzycie, choć nie wyjaśnił intencji w ich umieszczeniu. Jednocześnie w kilku rozdziałach współautorką była żona Ann Druyan. Te z kolei rozdziały są bardziej praktyczne, pokazują konkretne działania na rzecz nauki.
Carl Sagan był wizjonerem, pionierem nowoczesnego popularyzowania nauki. Celebrował zdobywaną przez ludzi wiedzę i stawianie wnikliwych pytań, na które sam szukał zbliżonych do prawdy odpowiedzi. W opiniowanej książce ze swadą, bez technicznych detali, ale i z wnikliwością podanych analogii i porównań opowiedział o wartości nauki i demonie, który wciąż jej zagraża. Po bez mała trzech dekadach od premiery sama ewolucja tytułu książki przetłumaczonego na polski może być niepokojącym memento. (**) Książka nie jest przeznaczona dla naukowców. Z czystym sumieniem polecam ją szczególnie humanistom (rozumianych jako ludzi o wykształceniu bliższym naukom nie-przyrodniczym). Ponieważ jest ich większość, to na nich spoczywa w jakimś sensie ‘obowiązek’ uniwersalizowania statusu człowieka wobec świata poprzez samokształcenie rozszerzające horyzonty i budowanie opowieści społecznej, która nie demonizuje tego, co wypada wspierać. Metoda naukowa sprawdza się wszędzie, choć nie jest oczywiste, że przyniesie wymierne korzyści, szczególnie gdy zdefiniować je płytko.
/numeracja stron na podstawie wydania Zysk i S-ka 2024/
BARDZO DOBRE z małym plusem – 8/10
=======
* UFO rozumiane tak, jak zdefiniowało je pierwotnie wojsko – czyli to wszystko, czego nie zdołano zidentyfikować, a miało miejsce (jako fakt obiektywny lub optyczne urojenie obserwatora zjawiska).
** Książka ma tytuł: „The Demon-Haunted World: Science as a Candle in the Dark”. W pierwszym wydaniu Filip Rybakowski użył w tłumaczeniu słowo ‘nawiedzany’. W obecnym Marek Krośniak wybrał ‘opanowany’. Być może to nie jest intencjonalne, choć może być wymownym detalem do dodatkowego namysłu nad kierunkiem zmian ostatnich dekad.